Komentarze: 18
Listy w dzisiejszych czasach to już niestety rzadkość. Piszę tu o takich zwykłych listach, pisanych ręką nie drukowanych, wybijanych czy plutych. I bynajmniej nie o wezwazniach do urzędów, gdzie drukowanie i plucie jeszcze powszechne nie jest.
Takie "zwykłe" listy, kartki, zapisane w kawiarni i pośpiechu serwetki czy arkusze wyrwane z zeszytu. Łączy je jedno - chęć przekazania drugiej osobie jakiejś wiadomości. Przekazania kawałka siebie zaklętego w charakterze pisma i w tym, co tym pismem jest wyrażane. Pismo... ono jest lustrem duszy. Banalne, ale prawdziwe. Nie, nie mam zielonego pojęcia o grafologii. Nie muszę. Ze swojego doświadczenia wiem, że warunków, w których się coś pisze - i to zarówno fizycznych [kolano, kierownica, stół, skrzynka na listy] jak i psychicznych [zdenerwowanie, uwielbienie, pośpiech, desperacja] - nie da się ukryć. Albo ja nie umiem. Poza tym lubię wnikać w charakter pisma analizując go na swój sposób i użytek. Które litery są kreślone jednym pociągnięciem pióra, które są oddzielone, jak układa się linia pisma czy jest ktoś, kto pisze wielkie "S" od dołu, tak jak ja... Jeszcze nie wiem co poszczególne rzeczy znaczą ale może kiedyś skojarzę, kiedyś, kiedy będę miała wiele czasu dla siebie.
Albo gdy przeczytam książkę o grafologii.
Charakter i forma pisma to jedno. Drugie to treść. W czasach, kiedy wysłanie e-maila jest tak samo proste jak rozmowa z kimś, kto zaszył się w Bieszczadach i zapomniał wyłączyć komórkę list, taki prawdziwy, pisany ręcznie na papierze nabiera znaczenia symbolu. Piszę do Ciebie - a to znaczy, że wiele to dla mnie znaczysz. Nawet gdy treść jest nieadekwatna do powodów. Takie zwykłe pozdrowienia z wakacji, niby nic, obrazek z jednej, kilka zdań z drugiej. A to jest ważne. Ważne jest, że CHCE SIĘ usiąść i sklecić nawet banalne "Pozdrowienia z Jastarni. Słońce jest. Plaża jest. Morze zimne a ceny wysokie. As usual. As good as it gets. Przybywaj." Bo to coś znaczy. Coś, czego nie zawrzesz w najdłuższym, kilkudziesięciokilobajowym e-mailu. To znaczy można, ale nie to samo co odręczne pismo, prawda?
Prócz kartek i listów są też Listy [i po częsci Kartki, ale te zostawmy na razie.] Listy, te przez wielkie "L." Pisane długo i z namaszczeniem albo wprost odwrotnie - szybko klecone, "z głowy.". Listy miłosne, listy ociekające tęsknotą, takie, które przychodzą z liściem z miejsca, w którym się pisze albo podpisane czerwonym odciskiem ust. Wiersze. Wyznania. Przemyślenia. Zobowiązania i marzenia. Wszystkie te rzeczy każdy z nas kiedyś przelał na papier. Ja też. Bo tylko odręcznie pisane nabierają magii, której nigdzie indziej się nie znajdzie. Czytane potem po kilka, kilkanaście razy, cieszące oczy i pieszczące zmysły i wyobraźnię. Listy od Niej. Listy od Niego.
I są też inne Listy. Też przez wielkie "L." Takie, których nie chce się nigdy pisać ale musi. Zwykle zawierają większość odpowiedzi na pytania, które nigdy nie padły. Te Listy też zawierają wiersze, wyznania, przemyślenia, zobowiązania, marzenia... Tylko te, na które już nie ma czasu albo możliwości. Te listy też są magiczne dla obu stron. Gdy się je kończy pisać czuje się ulgę. Nawet nie trzeba wysyłać. Pomaga, na nastrój, na poczucie braku wiary, trzymania końcówki od baneroli życia i stania samej [samemu] nad przepaścią, moralną albo uczuciową albo siedzenia na pustym peronie dworca Nie Wiadomo Gdzie. Gdy Ta Druga Osoba czyta taki List niekiedy zaczyna rozumieć położenie nadawcy - i niekiedy to właśnie taki List zmienia wszystko. Niekiedy, powtarzam. Nie zawsze. Choć zawsze coś się w czytającym zmienia.
Wszystkie Listy są cenne. Ja na te najważniejsze dla mnie cząstki innych osób, cząstki, które są ponadczasowe i zawsze będą dopóki coś nie spłonie, mam swoje miejsce. Nigdy nie wyrzucę paru kartek, listów i innych papierzysk, które zbierałam przez całe życie. O na przykład zdjęcia klasy 6A z podstawówki. Tego z czerwca, z ręcznie pisanymi, nic nie znaczącymi słowami na rewersie... Nic nie znaczącymi?...
*
451 to temperatura w skali Farenheita, w której zapala się papier...