Poczucie czasu inaczej.
Komentarze: 17
Myślałam, że dni takie, jak dziś, gdy odchodzi wszelka wiara i nadzieja, są domeną zimy. Zimowych wieczorów, takich ze skrzypiącym śniegiem i zamarzającymi zamkami w samochodach. Ewentualnie można na podobne natrafić smutną, szarą jesienią, gdy pada, a promienie znad szczelnej kopuły chmur są rzadsze niż neutrina łapane w Sudbury. A wszak mamy dość pozytywny sierpień, z 30-stopniowym żarem i czekaniem na odrobinę deszczu. [Żar przemilczę chwilowo, bo choć go niecierpię to chyba melatoniny mi trzeba.] Myślałam...
Na moim stole stoi zegar. Niby nic dziwnego, na wielu stołach, stolikach, szafkach stoją. Mój jednak jest nietypowy.
Od pewnego czasu zegar szwankuje. Wymieniłam mu baterię ale dalej chodzi wg własnych zasad. Główną czynnością wskazówki sekundowej jest drganie. Normalny, popsuty zegar by nie chodził, prawda? Ale ten jest inny, mój - odmierza własny czas, dyktowany problemami wewnętrznymi i niemocą. Co dzień gdy się budzę, sprawdzam jaka jest godzina na moim "zegarze inaczej." Bo nie stoi on w miejscu, co to to nie. Gdy śpię, gdy mnie nie ma, przesuwa swoje czarne wskazówki w nowe miejsce. Niekiedy zajmuje mu to kilka dni. Niekiedy wystarczy dłuższy film w telewizorze, gdy stwierdzę, że oglądanie ekranu odbiornika w odbiciu na monitorze nie wystarcza. Dziś pokazuje za dziesięć pierwszą.
Lubię swój niepełnosprawny zegar. Nie tylko dlatego, że ładnie wygląda. Najważniejszym powodem sentymentu do zegara jest fakt, że jego zachowanie bardzo, oj bardzo przypomina mi stan, w którym od pewnego czasu się znajduję. Nie chodzę. Drgam w miejscu. Idę naprzód, gdy nikt tego nie widzi. I popsułam się.
napisz mi w komentaru
Dodaj komentarz