Archiwum sierpień 2005


sie 30 2005 Bez tytułu
Komentarze: 9

Krótko: ciągle czekam na wyrok. Chyba to właśnie nazywają strachem.

ava : :
sie 24 2005 Chora wyobraźnia i niedokończone modlitwy....
Komentarze: 15

Niekiedy sama przychodzi. Zupełnie nieproszona. Rośnie w nas, rośnie w innych, tak powoli, bez zbędnego rozgłosu. Po cichu. Karmiona wieczornymi chwilami, Niepewnością, karmiona uśmiechem, tym w nas, o którym dawno już zapomnieliśmy, i tym wobec nas, wysyłającym nad chmury. Dotyka jak róża, odrobiną radości jak płatkami obsypując delikatnie chwile. Jest jak kropla wody drążąca skałę. Tworzy pamięć, znak, który z każdym dniem staje się coraz przyjemniejszy.
A niekiedy trafia jak grom z jasnego nieba. W kilku milisekundach powstaje w wielkim przekroczeniu masy krytycznej, podsycanym okolicznościami, czarami, magią i puzzlami, które nagle zaczęły pasować. To niesamowite jak ktoś potrafi mieć brzegi wystrzępione w ten sam sposób jak my, tylko w przeciwfazie. Eksploduje feerią odczuć, milionami malutkich, migoczących gwiazdek, które zaczynają otaczać każdą chwilę.. I sekundy spowalniają..
A po latach zmienia się.
Zmienia się w jeża, którego kolce codziennie rano znajdują się same między poduszką a śniadaniem, na powiekach. Róży wyrastają kolce, tak bardzo ostre, że potrafią poranić nawet hartowaną stal, w której śpimy. Jej płatki to pokrzywy, a kolor zmienia na czarny. Bukiet bez kwiatów. Same łodygi z parzącymi liściami.
Albo zmienia się w rzekę, płynącą tak bardzo przewidywalnie, leniwie i bezpiecznie, że nikt nigdy nie chciałby tego zmieniać. Rzekę, którą nic nie jest w stanie zawrócić. Żadnym kijem, żadną chwilą, żadnym słowem. Z dopływami i pachnącym żywicą lasem po bokach. Ludzie nad brzegiem stoją i dziwią się, jak można tak ciągle, gdzie źródło i co za tym stoi.
A to ona przecież... Ma tyle odcieni... Jak dobra karta graficzna.

"(...) Wiesz? Gdybym mogła Cię o coś prosić to o to bym nigdy nie straciła swojej wiary w Kiedyś. Nie chcę podać się Życiu, swoim problemom, skapitulować przed nimi, nie chcę nigdy stwierdzić, że najlepszym rozwiązaniem jest skulenie się w rogu pokoju i zaśnięcie. Wiem, że nie jestem perfekcyjna. Że jestem na tym drugim biegunie Twoich wartości. I tylko w tych fundamentalnych sprawach masz moje pełne poparcie, z małą poprawką na to jak tu teraz jest. I nie mi decydować czy robię dobrze czy źle. Ja mogę tylko aproksymować według swoich zasad, tych wpojonych i przyswojonych. Ale chciałabym abyś w chwilach mojego zwątpienia po prostu walnął błyskawicą w jakieś drzewo obok mnie. Nie pozwól mi nigdy zwątpić w sens, w celowość i możliwości. Resztę da się dosztukować. (...)"

Taka modlitwa mi kiedyś wyszła. I chyba nie odbiła się głuchym echem - nie było tak, że "już nic nie ma sensu." I pewnie teraz też tak nie będzie choć kąt pokoju wygląda wyjątkowo atrakcyjnie... Może.

ava : :
sie 20 2005 Bez tytułu
Komentarze: 13

Nigdy nie zapomnę tego co już zdążyłam w życiu stracić. Wybaczcie, nie potrafię. Elementy układanki zdmuchnął wiatr, nie sposób niektórych pozbierać.

Wake me up when september ends. Cicho w tle, gdzieś poza. Tak bardzo bym chciała...

ava : :
sie 15 2005 Fahrenheit 451.
Komentarze: 18

Listy w dzisiejszych czasach to już niestety rzadkość. Piszę tu o takich zwykłych listach, pisanych ręką nie drukowanych, wybijanych czy plutych. I bynajmniej nie o wezwazniach do urzędów, gdzie drukowanie i plucie jeszcze powszechne nie jest.

Takie "zwykłe" listy, kartki, zapisane w kawiarni i pośpiechu serwetki czy arkusze wyrwane z zeszytu. Łączy je jedno - chęć przekazania drugiej osobie jakiejś wiadomości. Przekazania kawałka siebie zaklętego w charakterze pisma i w tym, co tym pismem jest wyrażane. Pismo... ono jest lustrem duszy. Banalne, ale prawdziwe. Nie, nie mam zielonego pojęcia o grafologii. Nie muszę. Ze swojego doświadczenia wiem, że warunków, w których się coś pisze - i to zarówno fizycznych [kolano, kierownica, stół, skrzynka na listy] jak i psychicznych [zdenerwowanie, uwielbienie, pośpiech, desperacja] - nie da się ukryć. Albo ja nie umiem. Poza tym lubię wnikać w charakter pisma analizując go na swój sposób i użytek. Które litery są kreślone jednym pociągnięciem pióra, które są oddzielone, jak układa się linia pisma czy jest ktoś, kto pisze wielkie "S" od dołu, tak jak ja... Jeszcze nie wiem co poszczególne rzeczy znaczą ale może kiedyś skojarzę, kiedyś, kiedy będę miała wiele czasu dla siebie.

Albo gdy przeczytam książkę o grafologii.

Charakter i forma pisma to jedno. Drugie to treść. W czasach, kiedy wysłanie e-maila jest tak samo proste jak rozmowa z kimś, kto zaszył się w Bieszczadach i zapomniał wyłączyć komórkę list, taki prawdziwy, pisany ręcznie na papierze nabiera znaczenia symbolu. Piszę do Ciebie - a to znaczy, że wiele to dla mnie znaczysz. Nawet gdy treść jest nieadekwatna do powodów. Takie zwykłe pozdrowienia z wakacji, niby nic, obrazek z jednej, kilka zdań z drugiej. A to jest ważne. Ważne jest, że CHCE SIĘ usiąść i sklecić nawet banalne "Pozdrowienia z Jastarni. Słońce jest. Plaża jest. Morze zimne a ceny wysokie. As usual. As good as it gets. Przybywaj." Bo to coś znaczy. Coś, czego nie zawrzesz w najdłuższym, kilkudziesięciokilobajowym e-mailu. To znaczy można, ale nie to samo co odręczne pismo, prawda?

Prócz kartek i listów są też Listy [i po częsci Kartki, ale te zostawmy na razie.] Listy, te przez wielkie "L." Pisane długo i z namaszczeniem albo wprost odwrotnie - szybko klecone, "z głowy.". Listy miłosne, listy ociekające tęsknotą, takie, które przychodzą z liściem z miejsca, w którym się pisze albo podpisane czerwonym odciskiem ust. Wiersze. Wyznania. Przemyślenia. Zobowiązania i marzenia. Wszystkie te rzeczy każdy z nas kiedyś przelał na papier. Ja też. Bo tylko odręcznie pisane nabierają magii, której nigdzie indziej się nie znajdzie. Czytane potem po kilka, kilkanaście razy, cieszące oczy i pieszczące zmysły i wyobraźnię. Listy od Niej. Listy od Niego.

I są też inne Listy. Też przez wielkie "L." Takie, których nie chce się nigdy pisać ale musi. Zwykle zawierają większość odpowiedzi na pytania, które nigdy nie padły. Te Listy też zawierają wiersze, wyznania, przemyślenia, zobowiązania, marzenia... Tylko te, na które już nie ma czasu albo możliwości. Te listy też są magiczne dla obu stron. Gdy się je kończy pisać czuje się ulgę. Nawet nie trzeba wysyłać. Pomaga, na nastrój, na poczucie braku wiary, trzymania końcówki od baneroli życia i stania samej [samemu] nad przepaścią, moralną albo uczuciową albo siedzenia na pustym peronie dworca Nie Wiadomo Gdzie. Gdy Ta Druga Osoba czyta taki List niekiedy zaczyna rozumieć położenie nadawcy - i niekiedy to właśnie taki List zmienia wszystko. Niekiedy, powtarzam. Nie zawsze. Choć zawsze coś się w czytającym zmienia.

Wszystkie Listy są cenne. Ja na te najważniejsze dla mnie cząstki innych osób, cząstki, które są ponadczasowe i zawsze będą dopóki coś nie spłonie, mam swoje miejsce. Nigdy nie wyrzucę paru kartek, listów i innych papierzysk, które zbierałam przez całe życie. O na przykład zdjęcia klasy 6A z podstawówki. Tego z czerwca, z ręcznie pisanymi, nic nie znaczącymi słowami na rewersie... Nic nie znaczącymi?...


*

451 to temperatura w skali Farenheita, w której zapala się papier...

ava : :
sie 10 2005 Cóż począć..
Komentarze: 16

W wiele rzeczy wierzymy. W horoskopy na przykład. Ja nie wierzę, ale są takie osoby, które z dużą dozą namiętności je czytają, a wśród nich też takie, które naprawdę w nie wierzą.

A mi nigdy się nie sprawdzało - prócz rzeczy tak oczywistych jak np. stwierdzenie "w nadchodzącym miesiącu będziesz naprawiać swój samochód."

Gdy coś się dzieje, coś, czego bardzo chcę, oczekuję, wręcz marzę. Bardzo łatwo mi rzucić sobie pod nogi kłody. Wytłumaczyć sobie, że to jednak się nie uda, że nie ma szans na to by się spełniło, by było tak jak chcę. Mam tak zawsze.

W ogóle człowiek jest niezły w wymyślaniu problemów, które istnieją tylko i wyłącznie w jego polu widzenia. Na papierze. Albo są pierowe. Lubimy sobie uprzykrzać życie. Nic zresztą dziwnego, bo tylko niemowlak nie dmucha na zimne. A wszak musi się kiedyś sparzyć by wiedzieć, że to co jasne i z pieca rodem to parzy. I ja się sparzyłam. Prewencyjnie, nie przykładałam języka do zimnej rury. No dobra, raz i na krótko. Zeszło parę atomów.

Ja mam tylko wiarę. Mam wiarę. Walę ją codziennie dechami wyrwanymi z ławki za oknem ale nie chce ani mnie opuścić ani nawet nie powie mi złego słowa. Ona jest Aniołem. Siedzi sobie gdzieś tam między zastawką a komorą i rządzi całością. Ta całość, dwie komory, zastawki i parę rurek. Wystarczy tej całości słuchać, ona nigdy nie kłamie. I próbować to realizować. Kłody zawsze będą, wmawiane albo prawdziwe.

ava : :