Najnowsze wpisy, strona 8


wrz 06 2005 Bajkowo i zarazem bezmorałowo. Proszę nie...
Komentarze: 6

Spotkałam dziś rano liść klonu. Leżał na kostce w parkowej alei. Podniosłam go i popatrzyłam - był koloru czerwono-pomarańczowo-żółtej mieszanki farb olejnych. Wybladłej, wyblakłej, rozsmarowaniej niezdarnie przez jesiennego malarza. Spytałam liść czy chce by go położyć na trawie. Powiedział mocno zrezygnowanym głosem, że nie chce, bo trawa jeszcze zielona, a on już nie pasuje do takiego otoczenia i woli poczekać na miotłę samemu, na bruku. "Ale podziękował" za zainteresowanie. Odłożyłam go więc spowrotem na kostkę i poszłam, zastanwiając się czy termin "Złota Polska Jesień" nie przewiduje liści klonu na trawie.

Wracając z miasta spotkałam skowronka. Szykował się do podróży, pakował już swoje mikroskopijne walizki. Spytałam czy zamierza tu wrócić. Powiedział, że nie wie, że zastanowi się nad tym. "Wiesz? Jak będzie taka zima co była to ja tu już nie wrócę." Nie chciał powiedzieć czemu ta zima go tak zniechęciła. Napomknął coś tylko o upadku na ziemię i złamanej tej, którą ma "bardziej." Prosiłam go by wrócił, nęciłam obietnicą darmowego jedzenia co rano ale nie przyrzekł. Poczekam. Może przyleci gdzieś na koniec lutego.

Wieczorem spotkałam swoje serce. Siedziało na ławce w parku opodal mojego domu. Wydawało się czekać... Przysiadłam się. Tak samo jak ja, nie było zbyt rozmowe. Siedzieliśmy w ciszy patrząc na przejeżdżające obok samochody aż w pewnym momencie powiedziało: "Wiesz? Mi się już nie chce." "Dlaczego?" spytałam. "Nie mam już siły." "Znajdziesz." powiedziałam, poklepując je po lewej komorze. "P*sz. Zawsze wychodzi odwrotnie."

Jest za piętnaście trzecia w nocy. Patrzę na termometr, który tkwi za oknem. I na te cyfry, topniejące w oczach od dwóch tygodni. Ja też się zastanwiam. Gdzie chcę leżeć czekając na miotłę. Czy wrócę i ile mam siły...

ava : :
wrz 03 2005 Szaleńczej Panny świat obok. Między wersami....
Komentarze: 9

A jak aktorki. Prawie wszystkie prawdziwe, wielkie, wspaniałe aktorki nie były aktorkami. Były inteligentnymi kobietami wykonywującymi trudny zawód, jakim jest aktorstwo. Aktorek w sensie pejoratywnym jest wokół nas na pęczki. Nie mają one nic wspólnego ze sceną bądź planem filmowym. Ich przestrzenią jest dzień codzienny, zaś ich aktorzenie sprowadza się do udawania kogoś innego. To biedne, puste istoty pozbawione wiary, że bycie sobą przedstawia jakąkolwiek wartość.

B jak brzydota. Znam wiele osób, których fizyczne niedostatki wcale nie świadczą o ich brzydocie. I na odwrót, wiele z tych pięknych, lecz zamęczających swą próżnością, powoduje moją chęć ucieczki. Brzydota bywa zlepkiem pięknych fragmentów, które nie ułożone w ekspresyjną całość stają się jedynie krzykliwą pokracznością.

C jak czas. Nie znoszę czasu w chwilach, gdy uwięziona w bezsensie muszę odczuwać jego przemijanie. Boje się czasu traconego na aktywność, w której rację nie wierzę. Nieraz myślę, że czas, ten czas, który trwonię na rzeczy mi obojętne, nienawistne, że taki czas jest mi nieprzyjazny.

D jak dowcip. Dowcip jest wartością. Dowcip jest graniem na nosie chaosowi, jaki nas otacza. Dowcip jest wrogiem Urzędu, Sakry, Samookłamania. Dlatego coraz więcej ludzi boi się dowcipu. Nie każdy dowcip jest dowcipem. Natomiast wrogiem dowcipu jest wulgarna rubaszność, skołtuniała fraternizacja, bon moty politycznych półgłówków. Prawdziwy dowcip musi być archaiczny, musi być wyzwaniem dla fałszu, w którym toniemy. Prawdziwy dowcip, aby był szlachetny, musi być także gratisowy i przez swą bezinteresowność jest często niebezpieczny dla autora. Czasami myślę, że dowcip jest formą rozmowy z Bogiem.

E jak energia życiowa. Umieram z jej braku. Podniesienie powiek może być trudniejsze od podniesienia świata. Umieram, gdy muszę podnieść dłoń. Ale umieram tylko wtedy, gdy brak mi wiary, że te podniesienia mają sens. Coraz rzadziej mam poczucie sensu. I gdy tak umieram po cichu, po kawałku, to wtedy często słyszę o sobie czyjeś szepty: "Ale ta dziewczyna ma energię". Nieraz mnie to śmieszy - słyszeć takie opinie, gdy umieram.

F jak fajny facet.  Boje się fajnych facetów. Ich fajność najczęściej bywa przykrywką bardzo niefajnych cech.

G jak gra. Wszystko jest grą. Z boiska, gdzie nas kopią i gdzie usiłujemy kopnąć innych,  już dawno przepędziliśmy sędziów. Nudzi mnie i bawi gra z innymi, gra o chęć wywyższenia, sfaulowania, kopnięcia. Aby zaś gra była bardziej ekscytująca, sama sobie podnoszę poprzeczkę, wyżej i wyżej. Bez sensu, tylko z egoistycznej potrzeby.

H jak hulanki. Nie wierzę w hulanki. Nie wierzę w szczerość radości obfotografowanych na balach ludzi interesu. Wierzę w cichą radość spokoju skrzętnie skrywanego przed agresją szczurzego pędu, który nakazuje trzymać uśmiech na wargach pogryzionych nienawiścią.

I jak inteligencja. Słowo - kameleon. Zmienia się w zależności od historycznego tła. Obecnie oznacza pazerność połączoną ze sprytem oraz gotowością naginania zasad etyki do wymogów chwili.

J jak jedzenie. Zrobione z kunsztem i szlachetnością, która jest właściwa prostocie.

K jak kara. Jedyną karą prawdziwą jest ta, na którą sami siebie skazujemy.

L jak ludzie. Im bardziej ich potrzebuje, tym bardziej  się ich boje. Nie jest to strach przed ich siłą. To jest strach przed ludzką małością.

Ł jak łabędzi śpiew. Od dłuższego czasu wszystko co robię zdaje mi się być moim łabędzim śpiewem. Dlatego na ile mi sił starcza, staram się śpiewać głośno i z radością.

M jak moje marzenia. Bardzo proste. Brzeg morza, wewnętrzny spokój i jazda konno.

N jak niemożliwe. Coraz więcej rzeczy, które jak wierzę, mają sens, staje się niemożliwe. Zostaje chowanie się w dziupli.

O jak obłęd. Obłęd miało znaczenie zachwytu. Obłędna mogła być dziewczyna. Zakochanym można było być do obłędu. Obecnie obłęd został zredukowany do opisu drobnych realiów rzeczywistości naszego czasu "obłędu i wypaczeń" zwanego inaczej nieuchronnymi problemami transformacji ustrojowej.

P jak pieszczoty. Lubię pieszczoty. Najpiękniejszą może być zwykły dotyk kogoś, kogo pragniemy dotykać.

R jak radość. Niestosowne w stosunku do mnie sitwerdzenie. A jednak mam swoje radości. Ciche. Bardzo ciche.

S jak Sz********. Jej nie ma. A jeśliby była, należałoby ją skasować, by nie zawracała nikomu głowy.

T jak tęsknoty. Tęsknoty? By centymetr miał dziesięć milimetrów, by kąt prosty miał 90 stopni, by biel była bielą, by agresja i uzurpacja nie zastępowały logiki i uczciwości. Tylko tyle. Aż tyle.

U jak usta. Lubię usta gdy chcą krzyczeć z radości.

W jak wiek. Urodziłam się stara. Pozostaje mi tylko głupieć i dziecinnieć.

Z jak zwierciadło. Mam niechęć do pomieszczeń, gdzie są lustra. Gdy widzę lustro, staram się omijać je wzrokiem. Boje się zobaczyć w nich kobietę, która jest jeszcze smutniejsza niż ja sama, ponieważ nie była w stanie zrobić tego wszystkiego, co mogłaby zrobić. Albo bardziej radośniejszą... To chyba jeszcze gorsze.

ava : :
sie 30 2005 Bez tytułu
Komentarze: 9

Krótko: ciągle czekam na wyrok. Chyba to właśnie nazywają strachem.

ava : :
sie 24 2005 Chora wyobraźnia i niedokończone modlitwy....
Komentarze: 15

Niekiedy sama przychodzi. Zupełnie nieproszona. Rośnie w nas, rośnie w innych, tak powoli, bez zbędnego rozgłosu. Po cichu. Karmiona wieczornymi chwilami, Niepewnością, karmiona uśmiechem, tym w nas, o którym dawno już zapomnieliśmy, i tym wobec nas, wysyłającym nad chmury. Dotyka jak róża, odrobiną radości jak płatkami obsypując delikatnie chwile. Jest jak kropla wody drążąca skałę. Tworzy pamięć, znak, który z każdym dniem staje się coraz przyjemniejszy.
A niekiedy trafia jak grom z jasnego nieba. W kilku milisekundach powstaje w wielkim przekroczeniu masy krytycznej, podsycanym okolicznościami, czarami, magią i puzzlami, które nagle zaczęły pasować. To niesamowite jak ktoś potrafi mieć brzegi wystrzępione w ten sam sposób jak my, tylko w przeciwfazie. Eksploduje feerią odczuć, milionami malutkich, migoczących gwiazdek, które zaczynają otaczać każdą chwilę.. I sekundy spowalniają..
A po latach zmienia się.
Zmienia się w jeża, którego kolce codziennie rano znajdują się same między poduszką a śniadaniem, na powiekach. Róży wyrastają kolce, tak bardzo ostre, że potrafią poranić nawet hartowaną stal, w której śpimy. Jej płatki to pokrzywy, a kolor zmienia na czarny. Bukiet bez kwiatów. Same łodygi z parzącymi liściami.
Albo zmienia się w rzekę, płynącą tak bardzo przewidywalnie, leniwie i bezpiecznie, że nikt nigdy nie chciałby tego zmieniać. Rzekę, którą nic nie jest w stanie zawrócić. Żadnym kijem, żadną chwilą, żadnym słowem. Z dopływami i pachnącym żywicą lasem po bokach. Ludzie nad brzegiem stoją i dziwią się, jak można tak ciągle, gdzie źródło i co za tym stoi.
A to ona przecież... Ma tyle odcieni... Jak dobra karta graficzna.

"(...) Wiesz? Gdybym mogła Cię o coś prosić to o to bym nigdy nie straciła swojej wiary w Kiedyś. Nie chcę podać się Życiu, swoim problemom, skapitulować przed nimi, nie chcę nigdy stwierdzić, że najlepszym rozwiązaniem jest skulenie się w rogu pokoju i zaśnięcie. Wiem, że nie jestem perfekcyjna. Że jestem na tym drugim biegunie Twoich wartości. I tylko w tych fundamentalnych sprawach masz moje pełne poparcie, z małą poprawką na to jak tu teraz jest. I nie mi decydować czy robię dobrze czy źle. Ja mogę tylko aproksymować według swoich zasad, tych wpojonych i przyswojonych. Ale chciałabym abyś w chwilach mojego zwątpienia po prostu walnął błyskawicą w jakieś drzewo obok mnie. Nie pozwól mi nigdy zwątpić w sens, w celowość i możliwości. Resztę da się dosztukować. (...)"

Taka modlitwa mi kiedyś wyszła. I chyba nie odbiła się głuchym echem - nie było tak, że "już nic nie ma sensu." I pewnie teraz też tak nie będzie choć kąt pokoju wygląda wyjątkowo atrakcyjnie... Może.

ava : :
sie 20 2005 Bez tytułu
Komentarze: 13

Nigdy nie zapomnę tego co już zdążyłam w życiu stracić. Wybaczcie, nie potrafię. Elementy układanki zdmuchnął wiatr, nie sposób niektórych pozbierać.

Wake me up when september ends. Cicho w tle, gdzieś poza. Tak bardzo bym chciała...

ava : :