Najnowsze wpisy, strona 13


kwi 16 2005 Ruhe.
Komentarze: 15

Cisza. Cisza jest piękna, prawda? Szczególnie gdy żyje się w mieście. Wtedy właśnie cisza najbardziej przeszkadza. Gdy człowiek bardzo potrzebuje choć małego szumu a przynajmniej cicho nastawionego radia by spokojnie zasnąć. A gdy już nie ma wyjścia i musi w tej ciszy zasypiać, przez kilka dni, przez tydzień, dłużej to... potem za nią tęksni.

Bo cisza jest piękna. W ciszy można się kochać. W ciszy można płakać. W ciszy powinno się umrzeć i w ciszy najpiękniej się marzy. W zupełnej ciszy można się modlić.

I cisza nie zawsze oznacza samotność. Można w ciszy spędzić piękne chwile gdy obok jest ktoś, komu również nie przezkadza cisza.

I właściwie ciszą można nazwać szum wiatraczków, który mam obok.

Cicho jest...

ava : :
kwi 13 2005 100.
Komentarze: 11

Przegrałam z pustelniczą częścią mojej osobowości. Znowu. To nie sesja. To cała ja. No...może 0,75 całej mnie. Topię smutki w filmach. Szukam swojego wielkiego błękitu.
Ludzie są jedynym łacznikiem między mną a rzeczywistością, której nienawidzę. Ludziki siejące częstotliwość. Otwierające oczy na siłę, kiedy nie ma powodu, żeby je otwierać. Jasne, że idę na łatwiznę. To co siedzi we mnie jest ograniczone tylko wyobraźnią, plasteliną, co się wygina w palcach. Tam jest tak INACZEJ, że aż nie chce sie wracać. Nikt Ci nie rzuca kłód pod nogi, chyba, że sam je sobie stworzysz.
Ale to trochę jak makabryczna bajka dla dzieci. Nie przechodzi bez echa na twojej psychice. Kiedyś trzeba będzie wybrać. Albo tam albo w tym cholernym "tu".
Czasami jestem zmęczona i odpycham się rękoma i nogami,żeby się wydostać. Wtedy zjawia się łącznik i mrucząc coś w stylu "witam w prawdziwym życiu" wciska mnie kopniakiem z powrotem w nierzeczywistość.


A ja siedzę na wielkim kamieniu i beztrosko macham nogami. Jedyne co się może stać to to, że buty mi się zsuną. Ale co tam. Najwyżej pójdę boso. Gdzie chcę.

PS Tak, to jest setna notka. I co teraz?

ava : :
kwi 09 2005 Lustereczko powiedz przecie...
Komentarze: 21

Jestem jak rozbite lustro. Każdy okruch odpadł i rozwinął własne życie. Nie umarły od wstrząsu (jak niektóre kobiety umierały z powodu zdrad, pogrążały się w żałobie, rezygnowały z wszelkiej miłości, nie nawiązywały kontaktów z mężczyznami), lecz podzieliły się na kilka osobowości, z których każda zaczęła żyć własnym życiem.
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie ma, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintensencją życia i jest przeciwieństwem życia. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie.

PS Kamil dziękuje...

ava : :
kwi 06 2005 Echa dźwięczą mi w głowie, czerwony długopis...
Komentarze: 12

Rozhuśtana, marzę o dobrej pienistej kawie, marzę o długiej rozmowie i spokojnym śnie. Choć ostatnio był on nawet spokojny, płynęłyśmy z P. sporych rozmiarów żaglówką, oświetlone secesyjnym mellow yellow światłem, i nawet to że nie znam się na kierowaniu jakimkolwiek urządzeniem, nie przeszkadzało temu że płynęłyśmy, spokojnie i bez jakichkolwiek zakłóceń. A poza tym doznałam niemiłego uczucia, że się starzeję, kiedy dzieci okoliczne mówią mi „dzieńdobrypani”, patrząc z pewnego rodzaju szacunkiem, kiedy stwierdziłam, że lubię się opalać i mam ochotę biegać już tylko w martensach i trampkach, ale idealizm i wrażliwość au-au-au zostają zawsze dziecięce...

Czekolada, okulary, za długi wzrost i spodnie zawsze przykrótkie, rajstopy podarte, pociągi pociągnięte, Radiohead melancholizuje wieczory, wiedziałam, że nie powinnam słuchać tego o tej porze. Tazbir fascynuje, słownikiem angielsko-angielskim się o mało nie znokautowałam, ale przecież to się wytnie, wszystko się wytnie, mam ochotę posiedzieć na tym murku poprzednionotkowym i patrzeć się godzinami w morze. Albo tak jak kiedyś chodzić po ulicach i świecić siebiepewnością i słonecznością, a teraz czymś pewnie też świecę, znaczy się radioaktywna nie jestem, ale na pewno zielona.

Zielone spacery, zielone morze, zielony Gałczyński w torbie, zielone oczy.
Pomarańczowy zapach.
I poprzestawiane zegary, poprzestawiana ja, siedząca i obejmująca secesyjną lampę w kształcie kwiatu, i machająca ręką do zdjęcia Horowitza przedstawiającego dziewczynę z czerwonymi ustami, wypełnioną błękitnym niebem i obłoczkami z bitej śmietany, i ja zdecydowanie rozhuśtana i niestabilna, i ja patrząca na siebie z niedowierzaniem do lustra, które wystawia mi język, i ja marząca o zanurzeniu się w chłodnej toni jakiejś, i ja siedząca na trapezie, i ja szarlatan rozgwieżdżony, i ja ta co wszystko gniecie, szerzy destrukcję, i ja co gram na nieistniejącym instrumencie, i ja słońcemupojona, przedawkowałam chyba.

Normalnością i nienormalnością życie nadal się toczy. Ledwo co śpię, zakreślając oczy i podbijając je na fioletowo naturalnym cieniem, so quietly she lies and waits for sleep, wyświetlając sobie i słysząc w starym niewidzialnym kinie odgłos przesuwanej taśmy i sekwencje klatek wirujących szaleńczo i przewijanych od każdego początku, bo i początków było wiele, ale zakończenie tylko jedno i leżę wpatrując się i nie widząc sufitu, trzymając się za głowę, zimną ręką za ciepły policzek, i leżę tak do pierwszej w nocy....

Wszystko się rozmywa. Niczym fale uderzające o brzeg a potem cofające się do morza. Myśli kłębiące się w głowie, najpierw tak silne i widoczne, prą do przodu wzdłuż neuronów, zderzając się ze sobą trzaskają i wciąż pędzą przed siebie szukając celu. W całym swym pośpiechu są zbyt wolne. Nim dotrą do miejsca przeznaczenia tracą na prędkości, powolnieją i w końcu pełzną ospale i niechętnie. Nie wiedząc dokąd tak naprawdę zmierzają, ogłupiałe i otumanione, rozmywają się, rozpierzchają we wszystkich kierunkach, w najdalsze zakątki świadomości. Zostawiają mnie z piórem w dłoni wyciągniętej nad beznadziejnie pustą katką papieru.

Pamiętasz mój zegarek, ten srebrny na ręce? Ma stłuczoną szybkę. Przez całą tarczę biegnie rysa, a może pękniecie. Czasami gdy sprawdzam godzinę i patrze na niego pod światło to pękniecie udaje wskazówkę i wprowadza mnie w błąd. Zasłaniam się dłońmi ze strachem a potem nagle przypominam sobie, że przecież miałam być odważna. Iskierka zgasła. Muszę dawać sobie radę sama. Potrzebuję czegoś nagłego, obcego, czegoś co obudziłoby mnie na kolejnych kilka miesięcy.
W takie dni jak ten gruby sznur opasa mnie ciasno w piersiach. Nie mogę oddychać.


ava : :
kwi 03 2005 Bez tytułu
Komentarze: 9

"Ja sam miałem udział w cierpieniu i doświadczyłem słobości fizycznej, która pochodzi z niemocy i choroby. Otóż dlatego właśnie, że doświadczyłem cierpienia, mogę mówic z jeszcze większym przekonaniem to, co św. Paweł powiada w drugim czytaniu: <>. [...] Nie ma żadnej mocy ani siły, która może powstrzymac miłośc Boga wobec nas.

Śmierc jest doprawdy wielką tajemnicą. Wydarzeniem, które należy otoczyc miłością i szacunkiem. Od samych narodzin zbliżamy się ku śmierci, ale w wieku podeszłym jesteśmy z roku na rok coraz barziej świadomi jej bliskości - jeżeli tylko siłą nie usuwamy od siebie takich myśli i uczuc. Stwórca tak sprawił, że starośc niemal w naturalny sposób oswaja człowieka ze śmiercią. [...] Wielka szkoła życia i umierania przyprowadzi nas także do czyjegoś grobu, każe nam stac przy niejednym łożu śmiertelnym, zanim my sami będziemy tymi, wokół których - dałby Bóg - inni zgromadzą się, żeby się modlic. Staje więc w duchu - pamięcią i sercem - przy grobach moich Rodziców, rodzieństwa, krewnych, przyjaciół, znajomych, rodaków. Zstępuje - jak przez wiele lat to czyniłem w katedrze wawelskiej - do podziemi, które kryją prochy królów narodu, jego wodzów, wieszczów. Nawiedzam - jak również czyniłem pzez lata - wielki cmentarz oświęcimski: mogiłę czerech milionów ofiar nieludzkiego okrucieństwa. I w duchu ogarniam wszystkie na mojej ziemi ojczystej cmentarze, pobojowiska, pola śmierci i mogił, które kryją prochy poległych za Ojczyznę lub pomordowanych za słuszną sprawę, wszystkich zmarłych. Błagam dla nich o wieczny odpoczynek, a zarazem [...] o Życie: o pełne prawdy Życie dla żyjących.

Chrystus [...] dokonał zasadniczego przwrotu w rozumieniu życia. Ukazał, że życie jest przejściem, nie tylko przez granicę śmierci, ale i do nowego życia. Bez zawierzenia Bogu śmierc odarta jest ze wszelkiej pociechy. Gdyż zgodnie z Jego wolą sens śmierci polega na tym, abyśmy przynajmniej w tej ważnej chwili naszego życia całkowicie zawierzyli Jego miłości, bez jakichkolwiek innych gwarancji poza właśnie tą jedną - Jego miłością. Jakże inaczej moglibyśmy okazac Mu naszą niezachwianą wiarę, nadzieję, miłośc!

[...] Śmierc sama jest pocieszeniem! [...] "

                                                         [Jan Paweł II]

ava : :