Komentarze: 11
Jednak nie moja ale Twoja stała się wola... [*]
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
Jednak nie moja ale Twoja stała się wola... [*]
Ava, mała elegantka, w tweedzie i apaszce rudej na szyi jest, cytując sobie pod nosem Białoszewskiego, „fruwam fruwam na trapezach przyśnień, fruwam w latającym cyrku rzeczy nad tobą, nad jawnym, nad zwykle przytomnym, bo może ja tylko się śnię, bo może takie insynuacje to tylko jakiś wymysł i badania speców od socjologii, znowu zgubiłam wątek, excusez moi. Kiedy doszłam już z tym Białoszewskim na ustach, nieznośnymi włosami i chęcią nawdychania się i odpoczynku stosowanego, potem i zastosowanego, usiadłam na murku, odchyliłam głowę do tyłu, potarłam już zaczynające reagować alergicznie psychopatycznie oczy, i zaczęłam liczyć świetlne plamki migoczące w wodzie, i zaczęłam się zastanawiać ile ich tam biega po wodzie, i nad tym czy ja tylko śnię, co tu się dzieje naprawdę, czy mi się wszystkie dni poskładały w jedno, czy wszystko mi się śni, ja tobie a ty mi, tralala. Siedzę na tym murku, czytam Przekrój, macham nogami, wystawiam twarz do słońca, bladością swą odbijam je i śpię, i śnię, i czasem mam ochotę wybiec stąd, jak Forrest mojedrugienaiwneidealistyczne ja, i po prostu biec, choć z moją kondycją skończyłoby się to natychmiastową spektakularną śmiercią po pierwszych 500 metrach. Ale przecież to się rach-ciach-ciach wytnie, a zamiast tego włoży się kolorowe szybki, pomarańczowo-zielono-fioletowe, i świecić będzie to szaleńczo, i oszałamiać i przyprawiać o ból głowy, i wywracać, i przewracać, i mieszać, i plątać, i zaplatać, i przeplatać...ochszempaństwa, bredzę. Źle śpię, jestem cała w nerwach, zdrowiem Taty się cholernie przejmuję, ale sukces jest – wyrzuciłam tabletki na uspokojenie, co prawda na razie li i jedynie za łóżko, choć wiem że nie będzie mi się chciało sięgnąć, haalo panienko, choroba Taty nie połączy się z twoją lekomanią, haaalo!
Śni mi się klatka schodowa ciągnąca się w nieskończoność, wchodzę do góry, nie mogę znaleźć końca, idę i idę, nie mogę się cofnąć w żaden sposób, schody do nieba się ze mną kręcą i kręcą, ja nie mogę się złapać poręczy i w głowie mi wiruje, i jest mi tak jak przed operacją gwieździście i zielono w ciapki niebieskie, to znaczy jakby ktoś chciałby mnie uśpić we śnie, i wcaletoniejestdziwne, ten Dali znad łóżka chichocze zapewnie diabelsko, a w końcu we śnie tamtym nagle się unoszę do góry i o mało co nie przewiercam głową sufitu, unosząc się wciąż i wciąż, w moim zielonym płaszczu wirując, Inn. w krainie czarów, „nullum magnum ingenium sine mixtura dementiae fuit”, nie było wielkiego geniuszu bez domieszki szaleństwa, bo ten scenariusz szczerzy do mnie złośliwie zęby, bo ja boję się wejść do Empiku, bo śniło mi się, że chcieli mnie zabić na miejscu za rzekomą kradzież, bo ja zawsze się oblewam zimnym potem, kiedy włączam „Porgy and Bees” Milesa Davisa, bo ten wstęp...nie, mam nadzieję, że nie tylko ja nagle zostaję obrzucona uczuciami wszelkiej maści, bo mam ochotę na Waitsa, bo zastanawiam się którym pionkiem szachowym jestem, bo picie Coli Light po tygodniowej abstynencji powoduje nocne przepalenie żołądka, a czekoladki z serca Milki je się bardzo ciekawie o godzinie czwartej nad rano. There’s someone in my head, it’s not me. Ale przecież wszystko mi się śni, nie nie, nie śni..
Boję się, cholernie się boję.
Trzęsę się wręcz.
Nikomu tego nie życzę nikomunikomu.
P.S. 1
a) z bitej śmietany da się uzyskać tlenek azotu.
b) z oleju silnikowego da się uzyskać spirytus.
c) ale jak się nie uzyska tlenku azotu to się uzyska nadtlenek azotu (jeśli ja nic nie pokręciłam) i przepali płuca
P.S. 2
Życie się nie kończy tylko się zmienia. Czuwamy...
Herbata cynamonowa, zielona herbata cytrynowa, Earl Grey, budyń śmietankowy (czy tylko ja rozróżniam smak śmietankowy od waniliowego?), puszysty delikatny sernik wymęczony i wyproszony wszystkimi moimi talentami dyplomatycznymi u Mamy, czekolada waniliowa z migdałami, Michaszki, żółte żonkile, na razie jeszcze nie tańczące, niebieskością wariujące niebo, tak różne od ostatnioczasowej gęstej zawiesinowej mgły, kiedy przenosiłam się umysłem w wiktoriańską Anglię, opajęczałam w delikatnych niteczkach, ocierając się o cegły złowieszczych kamienic z obowiązkowymi balustradkami, i mrużąc oczy patrzyłam ostrożnie czy jakiś Kuba Rozpruwacz się nie czai z metrowej długości niebezpiecznie błyszczącym nożem...ale to nie dzisiaj. Bo dzisiaj jest koronkowa bluzka , fiu-bździu w głowie, długaśne maile powypisywane, obowiązkowy spacer w zimnym wietrze zaliczony. I stłukłam jajka, a jak ktoś obleje mnie dziś wodą, to ja się wezmę za szlachtowanie i Syndrom Raskolnikowa rozkwitnie pełną parą, a poza tym nie obrażę się li i jedynie, gdyby ktoś delikatnie spryskał mnie „Again in love”, które niestety drogie jest jak piorun, więc nie ma się co nastawiać.
Bo usnęłam o północy dopiero, na zmianę wpatrując się w sufit i uśmiechając się do niego, zawijając się w pościel na kształt mumii, bo wstałam o trzeciej rano i dalej już nie zasnęłam, ani trochę, trzy godziny snu, to Albert Einstein i Napoleon chyba tak mało snu potrzebowali, bo czekolada Lindta jedzona o trzeciej nad ranem jest najpyszniejsza na świecie, bo leżenie w łóżku ze Smooth Jazz Cafe i ciepłymi policzkami, bo rano miałam sine półksiężyce pod oczami i prawie, że nie pomalowałam sobie nosa na zielono, bo zapomniałam że dziś jednak nie ma świętego Patryka, ale cała ubrałam się na zielono, i biegałam po szkole w tym zielonym swetrze, który powiewał za mną jak peleryna, i już ponoć zielona aura ode mnie bije, i skarpetki miałam pozawijane na różnych wysokościach, i cappuccinem się trułam, a pianka nad ustami się odbiła, i leżałam na auli, oparta o parawan ze swoimi rysunkami, szpilki wyleciały i się poprzekrzywiały, i prawie że zasnęłam, i bawiłam się ciemnobrązowym kubeczkiem próbując wydobywać z niego dźwięki, a nade mną widniała wielka palma, a naprzeciw kiczowate dekoracje balu podwodnego, i turlałam się po brudnej podłodze ze śmiechu, i brzuch nadal boli, zwijam się w kłębek, ale to nieważne, pararararara. Bo tańczyłam po rozmytym śniegu, i zastanawiałam się jakiego koloru są cienie na nim – bardziej szarofioletowe czy niebieskogołębie. Bo słońce tak jakoś wielką plamą przeszło przez okno i rozświetliło mi włosy, bo siedziałam na kaloryferze i o mało się nie ześliznęłam, i it’s a kind of magic. Bo czerwone kwiatki kwitną na moim parapecie, bo wiatr mamy już wiosenny, bo wypisuję dziwne rzeczy, po wcześniejszych przedziwnych machinacjach z szalikiem moim w roli głównej, bo do tego zgubiłam jeszcze stanik, a kiedyś własnej głowy zapomnę, bo Ito wszystko mnie rozbraja i rozkłada na łopatki, bo uważajcie, bo kiedyś możecie się zamienić w nosorożce, bo mówię słodkim głosem „zapluty karzeł reakcji” i całe grono ludzi się na mnie dziwnie patrzyło dzisiaj, bo zegarki chodzą do tyłu, bo nazwa beton partyjny mnie będzie do końca życia śmieszyć z bliżej niesprecyzowanych powodów, bo będę nosić fioletowe sukienki do zielonych spodni i nikt mi nie zabroni, bo są pomarańcze, aloes i czekolada, bo słówka na sprawdzian z angielskiego po prostu są niemożliwe , po diabli mi wiedzieć jak jest dźwigar, albo pochwyt poręczy
The music fades, the crowd disappears, czyli wasza paskudna zielonooka Ola. – słońcempijana mała futurystka, życzy wszystkiego zielonego i słonecznego, i everlastingującego, i najmilszego, i najpiękniejszego i najwymarzeńszego...
Zaczyna się cyrk. Wesołych.
Chciałabym spojrzeć raz jeszcze przez moje czerwone okulary. Niestety, bardzo mądrze ktoś dokonał aktu destrukcji i usiadł na nich, bez wcześniejszego mnie poinformowania o nich. A szkoda. Czerwone okulary nakazywały natychmiast myśleć o truskawkach. Albo o huśtawkach niebieskich, ewentualnie o białym kwieciu we włosach, albo natychmiastowym odzianiu się w idiotycznie skąpy kostium kąpielowy i wymaszerowaniu na balkon, umiejscowieniu nóg na balustradzie, któregoś z kolekcji moich kapeluszy na głowie, ewentualnym zaopatrzeniem się w chłodną Colę Light i książkę, i...
Kto przyniósł te cztery kurczakomutanty? Na ich widok mam ochotę krzyknąć „I'm trying to get some rest
from all the unborn chicken voices in my head”. Miło jest mieć manię prześladowczą. Miło jest wymyślać druzgocące teorie spiskowe po odebraniu głuchego telefonu, usłyszeniu niepokojącej ciszy, miło jest widzieć zielone i niebieskie wirujące plamy po drugiej stronie oka, iskry szaleńczo latające w niepokojącym wirze.
Bum bum bum.
Pyk...
Czarujemy kobrę i zwodzimy ją kolorowym dźwiękiem
A gdy czytam archiwum starego bloga, to na zmianę się śmieję, bulwersuję, denerwuję, dziwię, zastanawiam, za dużo myślę.
Akwarium, i moje nienaturalnie powiększone oko. Rzęsa czarna, rzęsa zielona, rzęsa turkusowa, rzęsa niebieska, ciekawe czy mogłabym pomalować sobie każdą na odmienny kolor? To tylko pytanie retoryczne, liczę rybki pływające w środku, z czubkiem mojego lekko garbatego nosa, traumatycznie skrzywionego karuzelami z dzieciństwa i upadkami z nich, chętnie popływałabym wraz z nimi, tu świat się przekręca do góry nogami, w starym kinie jesteśmy i pływam do tyłu na Sycylii, i są jeżowce, i rozgwiazdy czerwone, i wszystko chwilowo odbija się w sepii na płótnie starym i gdzie ten obraz ucieka?
Wchodzę na regały, zdarza mi się to co raz częściej, pół biedy jeśli na regały, gorzej jeśli na ludzi, a już najgorzej jeśli na Mężczyzn-Którzy-Się-Potem-Na-Mnie-Dziwnie-Patrzą.
Śpiewam głośno w szkole i urządzam głośne i spektakularne awantury.
Pogrążam się w swoich konsumpcyjnych nałogach, dogadzam sobie jak tylko mogę, płytami i dzwoneczkami, i rozbitymi lustrami, i konwaliami, i zielonymi pomarańczami, i zwiewnymi urokliwymi lekkościami
Czerwone oczy, czerwone oczy z zielonymi tęczówkami i zielonymi rzęsami, a w kącikach łzy.
Ach i och, zastanawiam się co ja piszę, i czemu nie leżę w łóżku skoro mi słabo jest.
Nielogiczność tkwi we mnie, dzwoneczki i bumbumbumbum, nie zemdleję.
Nie.
Czarno-biało.
Dzwonki.
Moja dwoista natura.
Zero podtekstów, to tylko strumień świadomości. Albo i nieświadomości. Albo i czegokolwiek. Albo nagłego spadku kofeiny we krwi.
P.S. Można się spodziewać dalszych.