Komentarze: 22
"Nie widzę siebie z Tobą w związku.
Ale przelecimy się kiedyś, prawda?
Chociażby do Mediolanu."
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
"Nie widzę siebie z Tobą w związku.
Ale przelecimy się kiedyś, prawda?
Chociażby do Mediolanu."
Czy życie nie jest czasem dla wielu, jak bezcenny diament dany głupkowi, który znudzony, przerzuca go sobie z ręki do ręki nad przepaścią i nie pomyśli nawet, by podnieść go ku słońcu?
*
Mała ważka, rodząc się myślała, że jest dzieckiem Słońca, bo to ono właśnie pierwszym rannym promieniem wywołało ją z tej dziwnej, larwiej skorupy, jak ze złego snu. Zdziwiona sobą, rozprostowywała skrzydełka, a słońce migotało w nich wszystkimi kolorami. Potem poruszyła nimi i poczuła dziwną lekkość. Wiedziała, że ta przestrzeń wypełniona światłem jest jej światem na całe życie. Zatańczyła w tym świetle, dotknęła kilka razy wody, zagrała skrzydłami.- Ż y ł a !!! Czy może być coś cudowniejszego.
Unosząc się nad wodą ku słońcu, przysiadła na krawędzi mostu; stał tam człowiek. Wiedziała, że on też żyje, choć nie ma skrzydeł i cięższy jest chyba od kamienia leżącego na dnie rzeki. Kiedy przysiadła mu na włosach, usłyszała jego myśli. Były one ciężkie i martwe, jak skorupa, którą ona porzuciła. Ten człowiek n i e c h c i a ł ż y ć!!! Wpatrywał się w ten kamień na dnie i chciał rzucić się tam i utopić razem ze sobą wszystko, co przesłaniało mu słońce, zagłuszyło muzykę barw i tętnienie życia.
Ważka nie rozumiała tego, żyła przecież tak krótko…Ona tak cała sobą chciała żyć i pragnęła, żeby i on tak żył. Zawisła mu więc nad uchem i zagrała jednym słowem - „P o c z e k a j !” I poleciała nad wodą zbierać wszystkie czary i uroki istnienia. Chciała zebrać ich wiele i opowiedzieć je temu człowiekowi. Może otworzy oczy i zrozumie? Może zachwyci się tą barwną stroną skarbu, który sam chce utracić i zatracić?...
Leciała nad wodą, nad łąką, nad moczarem i uczyła się na pamięć wszystkich kolorów kwiatów. Odpoczywała na źdźble trawy, uciszała swoje skrzydełka, by łowić wszystkie głosy, śpiewy, dzwonienia, szumy, szelesty – całą muzykę wszystkiego, co żyje. Zapisywała w pamięci obrazy bawiących się w słońcu, tańczących w cudownych zalotach, obrazy trudu budujących gniazda, żywiących swoje maleństwa, , broniących życia swojego i tych, których kochali, obrazy kurczowo chwytających się coraz cieńszej nici życia.… Gdyby potrafiła pisać, napisałaby na wodzie księgę ogromną o wartości i cudowności życia. Układało więc ją w myślach, żeby długo i pięknie opowiadać tamtemu człowiekowi, aby chciał po prostu ż y ć.
Tak była zajęta, ze już nie spoglądała ku Słońcu, które zwolna przesuwało się i już z innej strony rzucało swoje światło. Cienie wydłużały się jak wskazówki zegara ku wieczorowi. Kiedy dotknął ją jeden z tych cieni, wiedziała, że trzeba już wracać. Człowiek stał nadal na moście. To cichutkie „Poczekaj!” było jedyną nitką wiążącą go z życiem. Czekał więc, choć wieczór już otulał ziemię swym cieniem . Kiedy zobaczył ważkę, uśmiechnął się blado. Zdyszany owad przysiadł na jego włosach. Teraz miała zacząć się cudowna opowieść. Ale ważka nie wiedziała od czego zacząć, co najważniejszego powiedzieć i jak to zrobić, aby on w to wszystko uwierzył.
I wtedy zgasło słońce. Ważka mogła żyć tylko w jego świetle – jeden dzień. Szepnęła więc tylko, jak mogła najżarliwiej : „Warto żyć !!!” I skuliła się, bo zgasło w niej to, czym tak się tu cieszyła. Tylko skrzydełka pozostały rozpostarte jakby do lotu. Rozświetlił i roztęczył je wschodzący księżyc. A człowiek? Poczuł dotkliwe ukłucie w sercu i w sumieniu, bo pojął że ten jednodniowy owad oddał swoje króciutkie życie po to jedynie, aby on zechciał żyć.
Włożył ważkę w załamanie chusteczki i odszedł wolno znad wody. I nagle coraz wyraźniej zaczął słyszeć głosy tętniącego życia stworzeń i stworzonek: ptaków, owadów, kwiatów, źdźbeł traw nawet i…swojej duszy...
*
Na dar-cud życia zasługują tylko ci, którzy nie boją się żyć aż do bólu.
Ostatnio nic nie wychodzi. Przepraszam.
Dwójka gra gdzieś w tle. Porozstawiane świeczki. Siedzę w fotelu i myślę. O wszystkim i o niczym. O bałaganie w pokoju. Kartonach, które trzeba znieść do piwnicy. O tym, że chciałabym iść rano pobiegać.
Nieprawda.
Myślę o rozstaniach. Pożegnaniach. Powrotach. O tym, jak to trudno. Pozowlić komuś zadecydować. A potem uszanować ten wybór. Nie czekać, aż będzie dokładnie jak chcę. Nie zrobić z siebie świętej. A potem z przekrzywioną aureolką tupać nogą, aż wyjdzie na moje.
Nie ma "mojego".
Poprostu nie ma. Nie ma i już.
Mój jest smutek. Mój uśmiech, że się "pożegnałam". Moja lojalność do Ciebie. Nieważne kiedy, nieważne z kim, nieważne jak - będziesz miał we mnie przyjaciela. Nie musisz o tym wiedzieć. Doceniać. Nawet nie musisz pamiętać, że byłam.
Dać komuś wolną rękę. Kochać, lubić, szanować nawet jeśli nie wyjdzie jak chcę. Zostawić oczekiwania za drzwiami i widzeć tylko Człowieka. Jakie to trudne. Jakie to trudne odejść. Nie odwracać się. Nie biec. Nie łapać.
Staram się. Choć są takie chwile, że nie muszę się starać. Samo przychodzi. Nie próbuję zrozumieć. Bo każda próba to chęć zatrzymania się. Zmienienia swojego zdania. Walki z wiatrakami.
Usłyszałam w zeszłym tygodniu, ze gdyby Don Kichote tak bardzo nie kochał iatraków, to by z nimi nie walczył. Okropnie z Tobą walczyłam, prawda? Z Tobą. Sobą. Życiem.
Kiedyś było tak, że mogłam powiedzieć "Tęsknie". Teraz nie. Bo to by było kłamstwo. Tak naprawdę to nie wiem, o co mi chodzi. Wiem tylko, że to trudne. I wiem, że tym razem to nie żadna gra. Żadne przepychanki. Że tym razem to koniec.
Zamykam oczy. Za te wszystkie lata, gdy sobie coś myślałam.
Dziękuje M., że mnie nastroiłeś. Dziękuje, bo musiałam kiedyś to napisać. By więcej nie okłamywać samej siebie.
PS. Nie. To wcale nie znaczy, że jestem smutna.
W przypływie wspomnień przeczytałam notki sprzed roku. Pamiętam jak to było. Pamiętam jak dziś to, co się wtedy ze mną działo, jak bardzo przeżywałam chwile bez[ ]sensu, jak leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit próbując znaleźć coś, co utrzyma mnie na powierzchni. Szczególnie pierwszego października. I taka prosta refleksja... Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie myśl, że nie ma już przyszłości to nie wolno w to uwierzyć. Bo wystarczy raptem 31,5 miliona sekund a życie i los udowodnią nam, że brak wiary w przyszłość jest tylko stanem przejściowym.
I nic to, że niekiedy przychodzą chwile zwątpienia, a notki ociekają smutkiem.
I te śliwki z Kalifornii, które wyjadam nożyczkami. Jesień też daje radość.
Drogi Y,
Pamiętasz kiedy się poznaliśmy? Ja pamiętam. Było to w pewien majowy dzień, cztery lata temu. Przedstawiono mi Ciebie, ja się uśmiechnęłam podając Ci rękę. Nie rozmawialiśmy długo, poszedłeś sobie szybko ale ja Cię zapamiętałam. Właściwie nie wiem czemu. Nie byłeś ani zabójczo przystojny ani nie tryskałeś humorem, nie absorbowałeś sobą otaczających Cię osób. Ale ja zapamiętałam Twój głos, taki ciepły i miły, głos który chciałam jeszcze raz usłyszeć. Udało mi się zdobyć Twój numer telefonu i zadzwoniłam do Ciebie dziesięć dni później, w niedzielę. Spytałam czy nie miałbyś ochoty na spacer. Zgodziłeś się, umówiliśmy się koło południa.
Rozmawialiśmy, wpierw bardzo asekuracyjnie, o pogodzie, o parku, o filmach i książkach. Tak po prostu, niby bez powodu. Niby - bo ja chciałam Ciebie słuchać a Ty mówiłeś, zajmowałeś mnie tematami, które były mi bliskie. Byłeś inny niż wydało mi się wcześniej. Inteligentny, ciepły tak samo jak Twój głos. Odprowadziłeś mnie pod dom i podziękowałeś za miło spełniony czas pocałunkiem w rękę. Wiesz, że nikt wcześniej nie całował mnie w rękę?
Potem Ty zadzwoniłeś. Zaproponowałeś wyjście do kina. Zgdziłam się. Bardzo miły film to był, taki właśnie na pierwszą, a właściwie drugą randkę. Przywiozłeś mnie pod dom i znowu pocałowałeś w rękę. Nie chciałam kończyć tego spotkania, tak przyjemnie było przy Tobie... Ale musiałam.
Wiesz? Zakochiwaliśmy się w sobie. Tak powoli, gestami, spotkaniami, rozmowami, tym, gdy pierwszy raz pocałowałeś mnie w policzek a ja poczułam, że dawno nie było mi tak przyjemnie. Przy Tobie poczułam się znowu adorowaną kobietą, przy Tobie zaczynałam odnajdować w sobie wszystko to, co w życiu jest najpiękniejsze. Wszystko było proste, wszystko było takie świeże i nieskazitelnie czyste. Wiesz jak pięknie na mnie patrzyłeś gdy w Twoich oczach odbijały się światła ulicy i przejeżdżających obok samochodów?
Pamiętasz, gdy przywiozłeś mi jesienią szyszkę z lasu? Wyjechałeś wtedy na dwa tygodnie ale nie zapomniałeś o mnie. Prócz kartek, które dostawałam codziennie, ta szyszka do dzisiaj przypomina mi Ciebie. Takiego, jakim byłeś wtedy, na początku naszej miłości.
Dziś już tak nie jest. Codziennie rozmawiamy ze sobą ale zobacz o czym... O pracy, o tym, że jesteśmy zmęczeni i powinniśmy pojechać na urlop. O tym, co powinniśmy kupić w weekend w sklepie. O zapchanym zlewie... O wszystkim tylko nie o nas.
Kiedy ostatni raz powiedziałeś mi, że mnie kochasz? Kiedy powiedziałeś, że pięknie wyglądam tak sam z siebie, nie pytany o zdanie? Pamiętasz to? Bo ja już zapomniałam. Nie przytulasz już tak, jak dawniej, wiesz? Mimo, że dalej jesteś ciepły i dalej, gdy mówisz cicho sprawiasz, że się cała rozpływam. Nawet kochamy się już tak... tak mechanicznie. Nie dotykasz tak jak dawniej. Nie poświęcasz mi tyle czasu ile dawniej. Nie całujesz tak jak dawniej...
Oddalamy się od siebie. Jesteśmy blisko ale oddalamy się. Nie jesteśmy sobie obcy ale niekiedy czuję się tak, jakbym mieszkała z kimś, kogo już nie znam. Gdy przychodzisz z pracy i zasypiasz, bo wiem, że jesteś zmęczony, robię sobie herbatę i patrzę na to, co przed moimi oczami się rozsypuję. W moim sercu powoli spadają na podłogę obrazy naszej wspólnej przyszłości. Niedługo spadną wszystkie.
Nie pozwól im na to.
***
Droga X,
Pamiętam ten dzień kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłem. Tak, to był maj. 14 maja dokładnie. Tak zupełnie niespodziewanie spotkaliśmy się. Kto by przypuszczał, że ta kobieta, o którą potem przepytałem Z, zmieni moje życie tak bardzo jak Ty to zrobiłaś. Ja też Cię zapamiętałem. Pomyślałem - "fajna dziewczyna ale i tak nie mam u niej szans." Dlatego nawet nie próbowałem się z Tobą umówić.
To zabawne, wiesz? Nigdy sobie tego nie powiedzieliśmy... Nie rozmawialiśmy o naszym "początku." Może dlatego, że kiedyś zażartowałem przy Tobie, że gdy zaczniemy o tym wspominać to powinniśmy mieć już chociaż wnuki.
Tak bardzo mnie zaskoczyłaś swoim telefonem i propozycją spaceru. Nie mogłem uwierzyć, że ta "fajna dziewczyna" znalazła we mnie coś ciekawego, coś, co skłoniło ją aby się mną zainteresować. Wiesz? Nie wiedziałem jak się zachować. Wydawało mi się, że mówię bzdury, wracając do domu wypominałem sobie, że tak bardzo "położyłem" nasze pierwsze spotkanie. Nie randkę, spotkanie. Sądziłem, że uznasz mnie za faceta niespełna rozumu i nie będziesz już miała zamiaru ze mną się spotkać. Ale zaryzykowałem. Chyba pół godziny biłem się w myślach czy zadzwonić do Ciebie i umówić się do kina czy nie. I tak bardzo biło mi serce, gdy zaczął u Ciebie dzwonić telefon...
Czy wiesz, że z każdym naszym spotkaniem stawałaś się dla mnie coraz piękniejsza? Twój obraz coraz bardziej wbijał się w moją podświadomość. Zaczęłaś mi się śnić, marzyłem o tym by móc na Ciebie patrzeć nie tak ukradkiem ale prosto w oczy, patrzeć na Twoje usta, na Twoją twarz, włosy, ramiona, szyję, na całą Ciebie... Coraz wyraźniej widziałem cel w moim życiu - aby być z Tobą, móc Cię pocałować tak po prostu, objąć i przytulić. Aby móc Cię pokochać. Ciekawe czy pamiętasz nasz pierwszy wypad nad jezioro? Poszedłem do samochodu po polar - widziałem, że było Ci zimno. Ty patrzyłaś, oparta o barierkę, patrzyłaś na taflę jeziora, na zachodzące w odpowiednim miejscu i z odpowiednimi barwami wrześniowe słońce. Zamyślona nie usłyszałaś gdy podszedłem blisko. Delikatnie dotknąłem wtedy Twoich włosów tak, abyś tego nie poczuła. Tak bardzo byłem wtedy szczęśliwy. Po chwili wyczułaś moją obecność i odwróciłaś się z uśmiechem a ja podałem Ci ciepłe ubranie. Nic nie mówiłem. Słowa nie były potrzebne. Ubrałaś polar i przytuliłaś się do mnie szepcząc "Dziękuję." Objąłem Cię, a potem pocałowałem w policzek. Wtedy przeżyłem najpiękniejszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Tego września...
Inne takie dni przyszły później. Dni i noce. Gdy powiedziałem Ci "Kocham Cię", gdy pierwszy raz się kochaliśmy, gdy pierwszy raz witaliśmy razem Nowy Rok. Tak, masz rację. Zakochiwaliśmy się. Wspólnymi wieczorami zdala od miasta, wspólnymi wieczorami w mieście, wspólnymi radościami i porażkami, naszymi światami, które ani się obejrzeć a stały się wspólne. Cieszyłem się z każdej chwili, gdy byliśmy razem. To było najważniejsze.
Żyliśmy chwilą ale nie mogło to trwać długo. Nasze plany na przyszłość coraz wyraźniej wyłaniały się z rozmów. I to właśnie nasza przyszłość jest teraz najważniejsza.
Naprawdę chcesz abym Ci codziennie mówił, że pięknie wyglądasz? Przecież wiesz o tym, wiesz, że jesteś dla mnie najpiękniejszą kobietą na Świecie. Wiesz czego się boję? Tego momentu, kiedy Ci to powiem a Ty w to nie uwierzysz. Dlatego nie mówię Ci tego tak często jak chcesz. Nie wiem, nie jestem w stanie wyczuć kiedy tego chcesz, a kiedy - może - Cię to będzie drażnić. Tego nigdy się chyba nie nauczę, kiedy jest ten "dobry czas" aby Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham by to naprawdę znaczyło to, co znaczy, a nie odbiło się głuchym echem.
Dziś rano przeczytałem Twój list. Masz rację, już jest inaczej. Dla nas obojga przyszłość stała się najważniejsza. Rozmawialiśmy o tym co będzie, gdy kiedyś zdecydujemy się mieć dzieci. Nie chcę aby wyrastały one w jednym pokoju wraz z rodzicami. Zarówno my jak i one potrzebują prywatności. Dlatego tak dużo pracuję, oboje pracujemy, aby zapewnić nam przyszłość taką, o jakiej wspólnie marzymy. Przecież niedawno zdecydowaliśmy, że musimy zdobyć środki na przeniesienie się do większego mieszkania. Nie można tego marzenia spełnić tylko i wyłącznie dobrymi chęciami.
Tak wiem. Przychodzę i jestem zmęczony. To przez pracę i jest to silniejsze ode mnie - oczy same mi się zamykają. Ale nie zawsze tak jest, przyznasz... I także dlatego w weekendy wolę jednak posiedzieć w domu i odpocząć. Przy Tobie. Dalej jesteś dla mnie Całym Światem. Wystarczy kilka kropel Sensi na Twojej szyi abym chciał natychmiast przekonać się jak przyjemnie smakują Twoje usta i każdy centymetr Twojej gładkiej skóry. Bardzo Cię kocham. Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez Ciebie.
Ale Twój list coś mi uświadomił. Wpadliśmy w rutynę. Rutynę dnia codziennego, rutynę mieszkania razem. Spróbuję coś zmienić, rozbić ją jak tylko potrafię. W ten czwartek wyjeżdżam do Frankfurtu i wracam dopiero we wtorek. Będę tęksnił do Ciebie. Bardzo. Ale może ten Czas Bez Ciebie pozwoli mi na wymyślenie czegoś, co pozwoli nam ponownie zbliżyć się i odnaleźć siebie sprzed czterech lat.
Wiesz, że wszystkie ważne decyzje podejmujemy razem. To też jest swego rodzaju decyzja. Gdy mnie nie będzie, pomyśl, co Ty mogłabyś zrobić aby mi pomóc.
Te czekoladki są dla Ciebie. Takie jak lubisz. Gdy to czytasz ja pewnie jestem już w pracy. Kocham Cię. Nigdy nie myśl inaczej.
***
Życie jest cholernie niesprawiedliwe. I tylko ciche łzy w oczach.