Komentarze: 8
W chaosie.
Szybko, szybko....
W stronę słońca.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
W chaosie.
Szybko, szybko....
W stronę słońca.
A przecież "wolne" życie jest takie piękne...
Mogę narzekać na słońce, że świeci, już nie czekam go wiedząc, że deszczowe chwile może i zbliżają, ale także uziemiają. I zdjęcia marnie się robi.
Mogę pojechać autobusem do sklepu i kupić jakiś gadżet, zupełnie mi niepotrzebny, by poprawić sobie humor. Inne kobiety idą do fryzjera i zmieniają się nie do Poznania, a ja uzbrajam się w elektronikę, którą i tak wiem, że popsuję np. wkładając do szklanki z odrdzewiaczem, jak ostatnio moje 32-gramowe szczęście. [Nota bene nie wiedziałam, że odtwarzacze MP3 są odporne na lepką kofeinę.]
Mam cholernie dużo wolnego czasu. I mało roboty.
Kiedy przechodzę koło stacji paliw cena benzyny przestaje mnie przerażać. I już nie myślę ekonomicznie.
I taka błoga pustka, spokój i rozleniwienie zagościło w 4 ścianach.
I dobrze mi.
I dobrze mi...
I dobrze...
Ucieczka.
Bo to wszystko co nas otacza, to wszystko to jedna wielka ucieczka.
Patrzysz w telewizor i przemijasz. Z każdym kliknięciem, przełączeniem kanału, uciekasz od tego co chcesz przeżyć. Zostawiasz na potem. Nie marzysz, wszystko jest Tobie podane na talerzu, nie ma nic od siebie. Twoje pragnienia są pragnieniami narzuconymi Ci przez innych.
Cokolwiek robisz, uciekasz. Grasz, pieczesz bułeczki, zdzierasz bieżnik z opony hamując bezzasadnie przed światłami... To wszystko jest ZAMIAST. Bo to nie to, czego chcesz. Chcesz być gdzieindziej, chcesz zmienić coś w swoim życiu ale nie możesz. Nie możesz?
Boimy się rzyka.
Jasne, że się boimy! Ono nas paraliżuje. Nie mówię tu o pędzeniu 210 obwodnicą. To żałosne jest. Wiesz... powiedzieć jedno zdanie jest trudniej niż wcisnąć pedał do podłogi.
To też jest półśrodek. Spalają mnie one jak iskra spala ściśniętą tłokiem mieszankę. Tak się niekiedy czuję. Faza pracy. Ściśnięcie. Chce mi się wtedy wyć...
A my...
My zadowalamy się takimi półśrodkami. Jedynie muzyka jest czymś pewnym, wypełnia nas. Panią wypełnia, pana wypełnia. Jak w reklamie. Tylko takiej sparafrazowanej.
Cisza.
Wiesz, że ja nie umiem żyć w ciszy? Denerwuje mnie, nie umiem się z nią pogodzić. Gdyby mnie zamknięto w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu zapewne bym zwariowała w dość krótkim czasie. Wcześniej zdzierając gardło krzykiem. To najgorsza śmierć, taka, jakiej się obawiam. Bólu mniej. Szaleństwa.
A przecież... gdy robię to co chcę, gdy jestem tam gdzie chcę, przyzwyczajam się do niej. Cieszy mnie śpiew ptaków o poranku, szum delikatnie smaganej wiatrem tafli jeziora. Szum morza. Kochasz morze... Powiedz mi to. Ja chcę blisko niego umrzeć.
Jod naprawia mi górne drogi oddechowe.
Jak wracam potem do domu to przenoszę się ze spaniem do innego pokoju, tam, gdzie nie ma maszyn, gdzie nic nie szumi. Zamiast ze słuchawkami na uszach albo włączonym na Discovery programem o drugiej wojnie światowej zasypiam w ciszy, sam na sam z moimi myślami.
Nie pędzą tak bardzo wtedy.
Tam, w tym pokoju, jest cicho. A rano budzi mnie podobny śpiew ptaków jak ten, do którego zdołałam przywyknąć w miejscu, z którego wróciłam.
Ale orkiestra półśrodków szybko sprowadza mnie do punktu wyjścia.
Chciałabym aby tym co piszę, to, czym jestem, to co stanowię, pozwoliło mi nie korzystać z półśrodków. Chciałabym żyć pełnym życiem. Nie takim "pół".
CHCIAŁABYM MÓC MÓWIĆ WSZYSTKO TO, CZEGO SIĘ BOJĘ POWIEDZIEĆ. NIE UCIEKAĆ OD SAMEJ SIEBIE.
Mówiłam przecież, że ja jestem po drugiej stronie kartki. Jak jest skala od 1 do 10 to ja jestem w innej kategorii.
Nie chcę już dalej uciekać. Weź moją rękę. Poprowadź mnie tam, gdzie oboje tego chcemy. Gdzie nie chcesz. Gdzie nie można chcieć. Gdzie nie trzeba uciekać.
Uciekam... ZNOWU UCIEKAM.
A może dobrze by było jakby jednak było lato? Gdyby się tak bardzo chciało, wieczór robił się dopiero po 21, a człowiek mógłby się obudzić tak koło czwartej i cieszyć się rzadkim widokiem świtu. Albo po prostu iść spać gdy już świta?...
Niekiedy przeraża mnie to jak bardzo człowiek potrafi się zmienić tylko za sprawą warunków zewnętrznych. Na przykład takich jak zima.
Tęsknię do lata. I tak trochę do czasu, kiedy nic nie było proste, jasne i przejrzyste. Gdy przychodziłam do domu i zagrzebywałam się we własnym świecie, pełnym niespełnionych marzeń, spełnionych rozmów oddechami, liter na ekranie układających się w o wiele lepsze zdania niż teraz, atramentu zostawianego na sztywnych kartkach formatu B5 pisanych do siebie obok, na ławce dworca kolejowego albo na kierownicy, gdzie tylko popadnie...
I jakoś dziwnie marzenia się zmieniają. Przez cały wieczór chodziła mi po głowie myśl, że ja to bym bardzo chciała teleportować się do Sopotu, przejść się od Leśnej Monte Cassino do mola, zobaczyć pokrzywiony dom i zjeść pączka.
Okropne. Gdy nic się nie układa to jest źle. Gdy wszystko jest poukładane, też jest źle.
Sama wymyślam sobie problemy.
Ot, egoistka.
prowadzę wiele rozmów,
które okazują się zbędnymi
i nic i nikt
w powietrzu wtedy nie wisi nic
serce nie łomocze
za głośno
czasem myślę
o tym, co nie było nam dane
są we mnie dwa bieguny
i tylko południki
wciąż te same
na początku był chaos
potem jeszcze większy
ale nawet on rządzi się
swoimi prawami