Komentarze: 14
I pomimo swej ambiwalencji doskonale potrafię jednoczyć tylko radość i tylko nienawiść. Bawię się sznurowadłami pięciolinii i odkrywowym sposobem dochodzę do punktu kulminacyjnego. Do roz-marzeń.
Zza niedomytych okien potrafię jeszcze ujrzeć niepokolorowany świat. Wzruszeń i niepowodzeń. Świat tak rozmyty. Chciałabym upajać się muzyką światła i zimna. Wyrzuszmy razem w przestrzeń, dotykając jedynie zwierzeń w duszy i ciszy w dłoniach. Z mokrym [od łez] prześcieradłem wmieszać się w tłum, okryć i zapomnieć. Przecież świat może być doskonały. Musi spełniać jedynie wyobrażenia w naszej głowie. Jeżeli jeszcze ustąpimy miejsca starszym naszym przeżyciom dokonamy rzeczy niemożliwych na miarę tych możliwych. Ktoś idzie ze mną?
Zamykam w dłoniach czarnobiałe myśli. Porozkładane nierówno po kątach znieważeń. W palcach tkwi mroczne przeczucie, w liniach papilarnych szczęście. I tak w kółko.
PS. Cholera, wcale nie jest dobrze.