Szarość
Komentarze: 1
* Dzień pierwszy *
Autobus. Wsiadam. Szukam wolnego miejsca. Cholera znowu pełno emerytek. Będę musiał stać. No nic. Autobus rusza. Przez szybę przyglądam się światu. Choremu światu. Szare ulice i szare domy. Szary kot leży na szarym parapecie. Szarzy ludzie idą ku swoim szarym celom. Nie widzą innego koloru. Wszystko jest szare aż do bólu. Oprócz mnie. Ja wiem, że jestem człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Nikt nie wie o mojej słodkiej i jakże przyjemnej tajemnicy. Śmiać mi się chce, jak patrzę na tych ludzi, którzy pełzają jak robaki, próbując związać koniec z końcem. Oni nie wiedzą, że jest na to lekarstwo.
Na przystanku stoi szara dziewczyna. Kiedy autobus zatrzymuje się, dziewczyna wsiada. Szarym wzrokiem, tak jak ja, poszukuje wolnego miejsca. Nie znalazła, więc stoi. Przyglądam się jej. Byłaby ładna, gdyby nie szara. Jest wysoka, ale nie za bardzo. Jest szczupła, ale nie za bardzo. Ma długie włosy, ale nie za bardzo. Wszystko jest szare. Oprócz mnie.
Przez chwilę myślę, że mógłbym się przecież podzielić z nią moją tajemnicą. Ale nie robię tego. Nie. Ona jest szara i nic tego nie zmieni. A mi nie wolno robić z szarych kolorowych. Mój przystanek. Dziewczyna zerka na mnie. Uśmiecha się. Wiem, że ten uśmiech jest fałszywy. Ona po prostu chce, żebym stał się z powrotem szary. Ja nie uśmiecham się do niej tylko wysiadam. Wiem, że szarzy ludzie chcą, żebym i ja stał się szary. Wiem, że mi zazdroszczą moich pięknych i jaskrawych kolorów. Wchodzę po szarych schodach i wsiadam do szarej windy. Wciskam szary przycisk oznaczony numerem pięć. Przycisk rozbłyskuje szarym światłem. Winda rusza z szarym zgrzytem. Zatrzymuje się. Wysiadam. Wchodzę do mieszkania. Rozlega się szary głos brata. Ale o co on pyta? Chyba pyta co było w szkole. Nie odpowiadam mu. Wiem, że kontakty z szarymi ludźmi należy ograniczać do minimum. Matka wychodzi uśmiechając się szaro. Mówi coś. Mimowolnie odpowiadam nie patrząc w jej szare oczy. Wchodzę do mojego pokoju. Szarego pokoju. Zamykam drzwi i już. Jestem nareszcie sam. Wiem, że będę mógł wykorzystać wszelkie przyjemności dawane mi przez moją tajemnicę.
Szafka. Otwieram drzwiczki i zaglądam do środka. Wyciągam szare pudełeczko. Otwieram je i tam widzę moją kolorową tajemnicę. Podwijam rękaw. Wyciągam małą buteleczkę z zielonym płynem. Obok niej leży opaska zaciskowa, strzykawka, igła, wata i jeszcze mniejsza buteleczka ze spirytusem. Wyciągam to wszystko i ustawiam przed sobą na biurku. Zakładam sobie opaskę na ramię i mocno zaciskam. Moczę wacik w spirytusie i przecieram nim sobie skórę przedramienia. Wciągam do strzykawki trochę mojej tajemnicy i wyciskam pozostałe w niej powietrze. Wbijam sobie strzykawkę w żyłę. Czuję lekkie pieczenie. Tak jest zawsze. Wstrzykuję sobie tajemnicę do żyły. Wyciągam strzykawkę. Jeszcze nie działa, ale to kwestia czasu. Wacikiem wycieram sobie kroplę krwi, która pojawiła się z miejsca po ukłuciu. Zdejmuję opaskę.
Woda.
Składam wszystko do pudełeczka.
Pełno wody.
Pudełko wkładam do szafki i zamykam drzwiczki.
Pełno niebieskiej wody.
Siadam na tapczanie.
Płynę w niebieskiej wodzie. Mogę w niej swobodnie oddychać. Jest cudownie. Woda obmywa moje śliskie ciało, płetwy i łuski. Płynę szybko. Zdaję sobie sprawę, że jednak coś jest nie tak. Rekin z prawej strony. Szybki skręt i już jestem między skałami. Tutaj mnie nie dosięgnie. Postanawiam się wspiąć na szczyt skały. Powietrze wokół mnie jest czyste i rześkie. Zaczepy doskonale trzymają się skał. Nic mnie nie może powstrzymać. Jestem już prawie na szczycie. Nagle wszystkie zaczepy zmieniają się w małe żabki, które rozchodzą się w różnych kierunkach. Skaczę słysząc za sobą szum silników samolotu. Spadam w głębię. Wiem, że nie mogę otworzyć spadochronu za wcześnie. Ziemia zbliża się z oszałamiającą prędkością. Chce otworzyć spadochron. Zamiast tego wyciągam tylko z plecaka węża, który wije mi się w rękach. Z krzykiem odrzucam go od siebie.
Gdzie jest linka od spadochronu? Gdzie? Jest! Ciągnę za nią i spadochron otwiera się z krótkim furkotem. Opadam na ziemię. Krótki wstrząs i już jestem. Nagle z moich ust wydobywa się język i łapię muchę. Jednym okiem patrzę w bok, a drugim do przodu. Czuję, że tu nie pasuję, więc muszę zmienić kolor. To tylko kwestia czasu. Już. Teraz jestem już bezpieczny. Następna mucha leci. Czuję głód. Wysuwam język i mucha przykleja się do niego. Wciągam go z powrotem. Czuję silne przywiązanie do ziemi. Leci następna mucha. Teraz muszę na nią czekać. Muszę ją zwabić moim wyglądem. Chodź tu muszko. Mój kwiat czeka na ciebie. Zobacz jaki jest pachnący i ładny. Muszka wlatuje, a ja zamykam nad nią jedyną drogę ucieczki. Wypuszczam soki trawienne. Muszka ginie powoli. Nagle czuję drżenie ziemi. Szkoda, że jestem tak głęboko zakorzeniony, mógłbym uciec przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem. Słyszę duże roślinożerne zwierzęta. Zbliżają się. Widzę szczęki, które zamykają się nade mną. Czuję, że słońce już mnie nie grzeje. Jestem głęboko w środku. Widzę duże, długie kanały. Wiem, że muszę się tu zaczepić i żyć. Rosnę. Co jakiś czas przybywa mi segment. Jestem już bardzo długi. Tak długi, że już się nie mieszczę. Muszę odrzucać każdy segment, który wystaje. W końcu umieram. Moje życie się kończy. Zostaję wydalony. Siadają na mnie muchy.
Noc. Zabijam szarą muchę, która chodzi mi po kolanie. Już jest noc. Muszę iść spać. Nie chce mi się słać tapczanu. Źle się czuję. Kładę się tak jak leżę. Nie mam snów.
* Dzień drugi *
Budzę się rano. Biorę plecak i idę na przystanek. Po drodze widzę szare bloki. Szarych ludzi, którzy są zbyt zapracowani, żeby zauważyć swoją szarość. Wsiadam do szarego autobusu. Znów nie ma miejsc. Stoję. Autobus rusza. Moja tajemnica wciąga mnie. Myślę o niej. Było tak cudownie. Dzisiaj powtórzę to samo, tylko z większą dawką. Tak. Już nie mogę się doczekać.
Wysiadam. Wchodzę do szkoły. Idę do klasy. Widzę jak moi szarzy koledzy patrzą na mnie. Chyba wiedzą, że jestem lepszy. Ktoś do mnie mówi. Coś mu odpowiadam. Nie pamiętam co. Lekcje. Ktoś mnie odpytuje z jakiegoś przedmiotu. Nie znam odpowiedzi na te jakże szare pytania. Dostaję kolejną szarą ocenę do szarego dziennika. Siadam mrucząc coś do siebie. Ten starszy człowiek przed tablicą krzyczy na mnie. Nie wiem co krzyczy. Koledzy patrzą na mnie z przerażeniem. Ja też coś krzyczę. Nauczyciel podchodzi do mnie i bierze mnie pod rękę. Ja uderzam go. Staję nad nim i pluję mu w jego szarą twarz. Wszyscy szarzy koledzy dziwią mi się. Niektórzy się śmieją. Zabieram plecak i idę na szary przystanek. Wsiadam do szarego autobusu. Znów nie ma miejsca. Szarzy ludzie siedzą na swoich miejscach i patrzą w szare okna. Za nimi widzę szary świat. Na którymś przystanku wsiada szara dziewczyna. Skądś ją znam. Tak! Pamiętam. Wczoraj też ją widziałem w autobusie. Uśmiecha się od razu w wejściu. Spuszczam wzrok. Nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Mówi coś do mnie. Nie wiem co. Odpowiadam coś zbywając ją. Muszę wysiadać. Ona wysiada za mną coś krzycząc. Nie odwracam się. Boję się jej. Pewnie chce ze mnie zrobić szarego. Uciekam. Wchodzę po szarych schodach. Wsiadam do szarej windy. Wjeżdżam na szare piąte piętro. Wchodzę do szarego mieszkania. Szare osoby patrzą się na mnie. Odpowiadam coś, żeby się odczepili. Wchodzę do pokoju i zaglądam do szafki. Wyciągam pudełeczko z moją kolorową tajemnicą.
Zażywam dwukrotnie większą dawkę. Jest dobrze. Czuję jak działa. Teraz lecę. Teraz lecę w samolocie. Lot mi się dłuży. Jestem pilotem. Lot się dłuży. Odchodzę od sterów. Samolot jest bezwładny. Spada. Ja razem z nim. Uderzamy o ziemię. Ogromna eksplozja i kłęby dymu. Ciemność. Strach i ciemność. Tunel. Jasność. Koniec.
* Epilog *
Wiek: 18 lat
Płeć: męska
Sposób zejścia: Upadek z dużej wysokości w skutek przedawkowania silnego narkotyku
Po rewizji pokoju denata znaleziono list pożegnalny. Napisany był w nim tylko jeden zwrot: "Nie zrobicie ze mnie szarego!".
Dodaj komentarz