mar 10 2005

Kolejna cholernie głupia pisanina.


Komentarze: 10

Kilka ciężkich dni uświadomiło mi, że samotność w cierpieniu i chorobie to rzecz straszna. Przygnębienie i rozpacz dopada wtedy nawet największego optymistę i nie można sobie z tym poradzić. To tak jakby się wpadało w otchłań bez dna. Czarną pustkę ziejącą samotnością. I nawet jeśli pozornie ktoś obok jest, to ty i tak jesteś przekonana, że jesteś na tym świecie sama, niewidzialna dla innych, że nikt cię nie słucha, nie rozumie. Nawet nie chce spróbować. A z każdą taką myślą pogrążasz się jeszcze głębiej. W końcu to przygnębienie budzi irytację, potem wściekłość. Na wszystkich. Na życie. Ale teraz wydaje mi się, że takie doświadczenie otworzyło mi oczy na kilka spraw.
Chyba wszystko co nas spotyka czegoś nas uczy. Sztuka w tym żeby wyciągać odpowiednie wnioski.

Ból rozrywający od środka każdą cząsteczkę Twojego jestestwa. Miliony igiełek wbijające się bezlitośnie w ciało. Wreszcie coś jakby sztylet wcinające się w Twoje wnętrze, szarpiące wnętrzności. Łapiesz kurczowo powietrze, czujesz w przełyku przeszkodę nie do ominięcia, zaciskasz pięści, szukasz wzrokiem czegoś na czym mogłabyś się skupić, zacisnąć palce. Nagle wszystko mija, ale na Ciebie zamiast ulgi spływa strach przed kolejnym atakiem. Łykasz szybko tabletkę z nadzieją, że okaże się zbawiennym lekiem, którego teraz tak bardzo potrzebujesz. Jeszcze jeden atak. I jeszcze jeden, ale słabszy. Tabletka zaczyna działać. Oddychasz głęboko.

ava : :
Dziadek
13 marca 2005, 10:39
Samotność w cierpieniu i chorobie to chyba najgorsza rzecz..
charles
11 marca 2005, 19:06
właśnie , wyciągać wnioski i iść dalej.
mrofffka
11 marca 2005, 10:50
Ja własnie sobie siedzę samtonie w domku. Czuję się trochę jak w klatce, wczorja dsotałam ataku szau, chcuiałam się wydostać , zaczęłam rzucac ksiązkami.Nom ale tak pozatym to po takim odosobnieniu można docenić wartość ludzi innych i rpzebywania wśród nich.ALe to tylko pare marnych dni... A inni? Ludzie cierpiący samtnosci na codzien? CHyba chodizło o nich aw tej notce, sorki chciąłam cos innego napisac w tmy koemtnarzu, ale nie mam siły naprawde na myslenie ide sie połozyc.papapaapap
10 marca 2005, 20:51
\"samotność zabija powoli...\" skąd ja to znam...
żyleta=)
10 marca 2005, 20:13
"Kilka ciężkich dni uświadomiło mi, że samotność w cierpieniu i chorobie to rzecz straszna" zgadza sie w 100% wąłsnie przez to teraz przechodze:(
10 marca 2005, 20:10
tak... a slucham teraz muzolki i wiesz co czuje? czyje sie tak, jakbym byla pusta w srodku, nie potrzebna nikomu, ale przeciez wiem, ze mam chlopaka, przyjaciol, rodzine i mam dla kogo zyc... a jednak... dziwnie sie czuje
Synestezya
10 marca 2005, 18:54
Hm.. zależy o jakiej chorobie mowa: krótkotrwałej (choć wcale nie lekkiej) czy jakiejś przewlekłej, ciężkiej.. W przypadku tej drugiej zawsze komuś zabraknie odwagi/cierpliwości/czegośtam i po prostu się od nas odsunie. Czasem wszyscy się odsuwają. Nawet rodzina, która oczywiście jest, ale jakby z dystansem \"jest\".. Znam to bardzo dobrze :( Z drugiej strony po co chmara przyjaciół? Takie doświadczenia są świetnym środkiem selekcji tych, którym na nas prawdziwie zależy.
Ból.. czasem go lubię. Pozwala jakoś \'odpokutować\', umartwić się, oczyścić w pewnym sensie. Chociaż w danej chwili jest nieraz morderczy. A czasem go przeklinam, że przychodzi nie w porę. Nie daje spać, nie daje żyć normalnie, nie daje pomyśleć, uziemia...
10 marca 2005, 17:54
Znam uczucie z pierwszej części notki. Można powiedziec, że odczuwam je stale. I faktycznie - przyjemne to to nie jest...
wujaszek
10 marca 2005, 16:16
...i wszystko to na Ciebie spadło? - niedobrze!!
10 marca 2005, 16:04
faktycznie...pozronie jest ktos obok a tak nparawde sie czuje ze go nie ma.... i fakt ze... jak juz cos Cie uderzy to potem wszytsko naraz spada..... :( no coz... chyba jednak trzeba z tym zyc....

Dodaj komentarz