cze 21 2005

Bajka anioła bez skrzydeł dla dziecka każdego....


Komentarze: 17

Była to młoda, niezmiernie rzadkiej urody dziewczyna - zarówno powabna jak wesoła. Przeklęty jest dzień, gdy ujrzała, pokochała i poślubiła malarza. On - zapalony, namiętnie oddany pracy, surowy i już w swej sztuce mający kochankę. Ona - światło i uśmiech. Kochała wszystko dookoła. Nienawidziła tylko sztuki - swojej rywalki. Przerażały ją tylko pędzle, palety i inne dokuczliwe narzędzia, które pozbawiały ją widoku kochanka. Straszne były dla tej pani nawet słowa malarza, w których zdradzał chęć utrwalenia na płótnie swojej młodej małżonki. Lecz była pokorna i posłuszna, całymi tygodniami trwała w ciemnej komnacie na wieży, gdzie światło tylko od sklepień sączyło się na bladość płótna. Malarz całą swą chlubę widział w swym dziele, które z godziny na godzinę, z dnia na dzień powstawało. A był to człowiek pełen zapału, dziwny i zamyślony, tak zapodziany w marzeniach, że nie chciał dostrzec, jak światło, tak ponuro wpadające do wnętrza tej samotnej wieży, niszczy ducha jego żony, która umierała dla całego świata, z wyjątkiem jego osoby. Mimo to uśmiechała się wciąż bez skargi, gdyż widziała, że malarz z płomienną i żarliwą uciechą oddaje się swej pracy i trwa w niej nocami i dniami, aby przenieść na płótno tę, która go kocha, lecz która z dnia na dzień coraz bardziej niknie. Ci, którzy oglądali portret, półgłosem zaznaczali podobieństwo, jako skutek cudu i jako dowód nie tylko niezmiernej potęgi mistrza, lecz i jego głębokiej miłości dla tej, którą tak przenikliwie odtwarzał na obrazie. Po pewnym jednak czasie, gdy trud dobiegał końca, nikt nie miał dostępu do wieży, malarz bowiem oszalał w swych wysiłkach i rzadko odrywał oczy od płótna, nawet w celu przyjrzenia się obliczu swej żony. I nie chciał dostrzec tego, że barwy, które gromadził na płótnie, były skradzione obliczu tej, co przed nim siedziała. A po upływie wielu tygodni, gdy już praca była na ukończeniu i brakowało zaledwie jednego rzutu pędzlem po wargach i jednej plamy na oku, dusza w piersiach pani tliła się jak ostatni płomień w lampie. I wówczas pędzel dokonał swego rzutu - plama na oku spoczęła - i przez jedno mgnienie mistrz trwał w zachwycie nad dziełem spełnionym, lecz w chwilę potem gdy przedłużył czas oględzin, zadrżał i wręcz się przeraził. Głosem pełnym natchnienia krzycząc: "Doprawdy! To życie samo!" - odwrócił się znienacka, by ujrzeć swoją kochankę. Ta jednak już nie żyła.

Nigdy nie miałam talentu do opowiadania bajek, Być może wynika to z faktu, że niewiele ich w życiu poznałam. Jednakże jest jedna bajka, która ma swój początek wiele lat temu, a koniec jej niknie w nieprzeniknionym mroku. Nigdy nie została opowiedziana z prostego powodu - nikt nie chciał słuchać. Być może przejdzie przez moje usta, a może nigdy nie poczuje dotyku mego głosu. Nieważne. Niezaprzeczalnie mogę stwierdzić tylko, że ona istnieje, trwa i każdego dnia rośnie w treść.

ava : :
21 czerwca 2005, 22:12
Tak. Nie chciał. Żył . Swoim życiem. A może ona była zbyt bierna? Za bardzo zakochana? Może on nie umiał kochać? Tak bywa...( Można by się zastanowić czy nie cieszę się, że mnie jeszcze nie spotkało takie coś).
21 czerwca 2005, 22:03
Twoja bajka to niekończąca się historia. Najpiękniejsza, bo pisana przez Twoje życie, przez Ciebie. Myślę, że są ludzie, którzy chcą słuchać, ale Ty nie chcesz im na to pozwolić.

Dodaj komentarz