Archiwum kwiecień 2005, strona 1


kwi 06 2005 Echa dźwięczą mi w głowie, czerwony długopis...
Komentarze: 12

Rozhuśtana, marzę o dobrej pienistej kawie, marzę o długiej rozmowie i spokojnym śnie. Choć ostatnio był on nawet spokojny, płynęłyśmy z P. sporych rozmiarów żaglówką, oświetlone secesyjnym mellow yellow światłem, i nawet to że nie znam się na kierowaniu jakimkolwiek urządzeniem, nie przeszkadzało temu że płynęłyśmy, spokojnie i bez jakichkolwiek zakłóceń. A poza tym doznałam niemiłego uczucia, że się starzeję, kiedy dzieci okoliczne mówią mi „dzieńdobrypani”, patrząc z pewnego rodzaju szacunkiem, kiedy stwierdziłam, że lubię się opalać i mam ochotę biegać już tylko w martensach i trampkach, ale idealizm i wrażliwość au-au-au zostają zawsze dziecięce...

Czekolada, okulary, za długi wzrost i spodnie zawsze przykrótkie, rajstopy podarte, pociągi pociągnięte, Radiohead melancholizuje wieczory, wiedziałam, że nie powinnam słuchać tego o tej porze. Tazbir fascynuje, słownikiem angielsko-angielskim się o mało nie znokautowałam, ale przecież to się wytnie, wszystko się wytnie, mam ochotę posiedzieć na tym murku poprzednionotkowym i patrzeć się godzinami w morze. Albo tak jak kiedyś chodzić po ulicach i świecić siebiepewnością i słonecznością, a teraz czymś pewnie też świecę, znaczy się radioaktywna nie jestem, ale na pewno zielona.

Zielone spacery, zielone morze, zielony Gałczyński w torbie, zielone oczy.
Pomarańczowy zapach.
I poprzestawiane zegary, poprzestawiana ja, siedząca i obejmująca secesyjną lampę w kształcie kwiatu, i machająca ręką do zdjęcia Horowitza przedstawiającego dziewczynę z czerwonymi ustami, wypełnioną błękitnym niebem i obłoczkami z bitej śmietany, i ja zdecydowanie rozhuśtana i niestabilna, i ja patrząca na siebie z niedowierzaniem do lustra, które wystawia mi język, i ja marząca o zanurzeniu się w chłodnej toni jakiejś, i ja siedząca na trapezie, i ja szarlatan rozgwieżdżony, i ja ta co wszystko gniecie, szerzy destrukcję, i ja co gram na nieistniejącym instrumencie, i ja słońcemupojona, przedawkowałam chyba.

Normalnością i nienormalnością życie nadal się toczy. Ledwo co śpię, zakreślając oczy i podbijając je na fioletowo naturalnym cieniem, so quietly she lies and waits for sleep, wyświetlając sobie i słysząc w starym niewidzialnym kinie odgłos przesuwanej taśmy i sekwencje klatek wirujących szaleńczo i przewijanych od każdego początku, bo i początków było wiele, ale zakończenie tylko jedno i leżę wpatrując się i nie widząc sufitu, trzymając się za głowę, zimną ręką za ciepły policzek, i leżę tak do pierwszej w nocy....

Wszystko się rozmywa. Niczym fale uderzające o brzeg a potem cofające się do morza. Myśli kłębiące się w głowie, najpierw tak silne i widoczne, prą do przodu wzdłuż neuronów, zderzając się ze sobą trzaskają i wciąż pędzą przed siebie szukając celu. W całym swym pośpiechu są zbyt wolne. Nim dotrą do miejsca przeznaczenia tracą na prędkości, powolnieją i w końcu pełzną ospale i niechętnie. Nie wiedząc dokąd tak naprawdę zmierzają, ogłupiałe i otumanione, rozmywają się, rozpierzchają we wszystkich kierunkach, w najdalsze zakątki świadomości. Zostawiają mnie z piórem w dłoni wyciągniętej nad beznadziejnie pustą katką papieru.

Pamiętasz mój zegarek, ten srebrny na ręce? Ma stłuczoną szybkę. Przez całą tarczę biegnie rysa, a może pękniecie. Czasami gdy sprawdzam godzinę i patrze na niego pod światło to pękniecie udaje wskazówkę i wprowadza mnie w błąd. Zasłaniam się dłońmi ze strachem a potem nagle przypominam sobie, że przecież miałam być odważna. Iskierka zgasła. Muszę dawać sobie radę sama. Potrzebuję czegoś nagłego, obcego, czegoś co obudziłoby mnie na kolejnych kilka miesięcy.
W takie dni jak ten gruby sznur opasa mnie ciasno w piersiach. Nie mogę oddychać.


ava : :
kwi 03 2005 Bez tytułu
Komentarze: 9

"Ja sam miałem udział w cierpieniu i doświadczyłem słobości fizycznej, która pochodzi z niemocy i choroby. Otóż dlatego właśnie, że doświadczyłem cierpienia, mogę mówic z jeszcze większym przekonaniem to, co św. Paweł powiada w drugim czytaniu: <>. [...] Nie ma żadnej mocy ani siły, która może powstrzymac miłośc Boga wobec nas.

Śmierc jest doprawdy wielką tajemnicą. Wydarzeniem, które należy otoczyc miłością i szacunkiem. Od samych narodzin zbliżamy się ku śmierci, ale w wieku podeszłym jesteśmy z roku na rok coraz barziej świadomi jej bliskości - jeżeli tylko siłą nie usuwamy od siebie takich myśli i uczuc. Stwórca tak sprawił, że starośc niemal w naturalny sposób oswaja człowieka ze śmiercią. [...] Wielka szkoła życia i umierania przyprowadzi nas także do czyjegoś grobu, każe nam stac przy niejednym łożu śmiertelnym, zanim my sami będziemy tymi, wokół których - dałby Bóg - inni zgromadzą się, żeby się modlic. Staje więc w duchu - pamięcią i sercem - przy grobach moich Rodziców, rodzieństwa, krewnych, przyjaciół, znajomych, rodaków. Zstępuje - jak przez wiele lat to czyniłem w katedrze wawelskiej - do podziemi, które kryją prochy królów narodu, jego wodzów, wieszczów. Nawiedzam - jak również czyniłem pzez lata - wielki cmentarz oświęcimski: mogiłę czerech milionów ofiar nieludzkiego okrucieństwa. I w duchu ogarniam wszystkie na mojej ziemi ojczystej cmentarze, pobojowiska, pola śmierci i mogił, które kryją prochy poległych za Ojczyznę lub pomordowanych za słuszną sprawę, wszystkich zmarłych. Błagam dla nich o wieczny odpoczynek, a zarazem [...] o Życie: o pełne prawdy Życie dla żyjących.

Chrystus [...] dokonał zasadniczego przwrotu w rozumieniu życia. Ukazał, że życie jest przejściem, nie tylko przez granicę śmierci, ale i do nowego życia. Bez zawierzenia Bogu śmierc odarta jest ze wszelkiej pociechy. Gdyż zgodnie z Jego wolą sens śmierci polega na tym, abyśmy przynajmniej w tej ważnej chwili naszego życia całkowicie zawierzyli Jego miłości, bez jakichkolwiek innych gwarancji poza właśnie tą jedną - Jego miłością. Jakże inaczej moglibyśmy okazac Mu naszą niezachwianą wiarę, nadzieję, miłośc!

[...] Śmierc sama jest pocieszeniem! [...] "

                                                         [Jan Paweł II]

ava : :
kwi 03 2005 † 2 IV 2005 [21:37] †
Komentarze: 11

Jednak nie moja ale Twoja stała się wola... [*]

ava : :
kwi 02 2005 There’s someone in my head, it’s...
Komentarze: 8

Ava, mała elegantka, w tweedzie i apaszce rudej na szyi jest, cytując sobie pod nosem Białoszewskiego, „fruwam fruwam na trapezach przyśnień, fruwam w latającym cyrku rzeczy nad tobą, nad jawnym, nad zwykle przytomnym, bo może ja tylko się śnię, bo może takie insynuacje to tylko jakiś wymysł i badania speców od socjologii, znowu zgubiłam wątek, excusez moi. Kiedy doszłam już z tym Białoszewskim na ustach, nieznośnymi włosami i chęcią nawdychania się i odpoczynku stosowanego, potem i zastosowanego, usiadłam na murku, odchyliłam głowę do tyłu, potarłam już zaczynające reagować alergicznie psychopatycznie oczy, i zaczęłam liczyć świetlne plamki migoczące w wodzie, i zaczęłam się zastanawiać ile ich tam biega po wodzie, i nad tym czy ja tylko śnię, co tu się dzieje naprawdę, czy mi się wszystkie dni poskładały w jedno, czy wszystko mi się śni, ja tobie a ty mi, tralala. Siedzę na tym murku, czytam Przekrój, macham nogami, wystawiam twarz do słońca, bladością swą odbijam je i śpię, i śnię, i czasem mam ochotę wybiec stąd, jak Forrest mojedrugienaiwneidealistyczne ja, i po prostu biec, choć z moją kondycją skończyłoby się to natychmiastową spektakularną śmiercią po pierwszych 500 metrach. Ale przecież to się rach-ciach-ciach wytnie, a zamiast tego włoży się kolorowe szybki, pomarańczowo-zielono-fioletowe, i świecić będzie to szaleńczo, i oszałamiać i przyprawiać o ból głowy, i wywracać, i przewracać, i mieszać, i plątać, i zaplatać, i przeplatać...ochszempaństwa, bredzę. Źle śpię, jestem cała w nerwach, zdrowiem Taty się cholernie przejmuję, ale sukces jest – wyrzuciłam tabletki na uspokojenie, co prawda na razie li i jedynie za łóżko, choć wiem że nie będzie mi się chciało sięgnąć, haalo panienko, choroba Taty nie połączy się z twoją lekomanią, haaalo!

Śni mi się klatka schodowa ciągnąca się w nieskończoność, wchodzę do góry, nie mogę znaleźć końca, idę i idę, nie mogę się cofnąć w żaden sposób, schody do nieba się ze mną kręcą i kręcą, ja nie mogę się złapać poręczy i w głowie mi wiruje, i jest mi tak jak przed operacją gwieździście i zielono w ciapki niebieskie, to znaczy jakby ktoś chciałby mnie uśpić we śnie, i wcaletoniejestdziwne, ten Dali znad łóżka chichocze zapewnie diabelsko, a w końcu we śnie tamtym nagle się unoszę do góry i o mało co nie przewiercam głową sufitu, unosząc się wciąż i wciąż, w moim zielonym płaszczu wirując, Inn. w krainie czarów, „nullum magnum ingenium sine mixtura dementiae fuit”, nie było wielkiego geniuszu bez domieszki szaleństwa, bo ten scenariusz szczerzy do mnie złośliwie zęby, bo ja boję się wejść do Empiku, bo śniło mi się, że chcieli mnie zabić na miejscu za rzekomą kradzież, bo ja zawsze się oblewam zimnym potem, kiedy włączam „Porgy and Bees” Milesa Davisa, bo ten wstęp...nie, mam nadzieję, że nie tylko ja nagle zostaję obrzucona uczuciami wszelkiej maści, bo mam ochotę na Waitsa, bo zastanawiam się którym pionkiem szachowym jestem, bo picie Coli Light po tygodniowej abstynencji powoduje nocne przepalenie żołądka, a czekoladki z serca Milki je się bardzo ciekawie o godzinie czwartej nad rano. There’s someone in my head, it’s not me. Ale przecież wszystko mi się śni, nie nie, nie śni..

Boję się, cholernie się boję.
Trzęsę się wręcz.
Nikomu tego nie życzę nikomunikomu.

P.S. 1
a) z bitej śmietany da się uzyskać tlenek azotu.
b) z oleju silnikowego da się uzyskać spirytus.
c) ale jak się nie uzyska tlenku azotu to się uzyska nadtlenek azotu (jeśli ja nic nie pokręciłam) i przepali płuca

P.S. 2

Życie się nie kończy tylko się zmienia. Czuwamy...

ava : :