Archiwum marzec 2005


mar 28 2005 Bo... No właśnie.
Komentarze: 20

Herbata cynamonowa, zielona herbata cytrynowa, Earl Grey, budyń śmietankowy (czy tylko ja rozróżniam smak śmietankowy od waniliowego?), puszysty delikatny sernik wymęczony i wyproszony wszystkimi moimi talentami dyplomatycznymi u Mamy, czekolada waniliowa z migdałami, Michaszki, żółte żonkile, na razie jeszcze nie tańczące, niebieskością wariujące niebo, tak różne od ostatnioczasowej gęstej zawiesinowej mgły, kiedy przenosiłam się umysłem w wiktoriańską Anglię, opajęczałam w delikatnych niteczkach, ocierając się o cegły złowieszczych kamienic z obowiązkowymi balustradkami, i mrużąc oczy patrzyłam ostrożnie czy jakiś Kuba Rozpruwacz się nie czai z metrowej długości niebezpiecznie błyszczącym nożem...ale to nie dzisiaj. Bo dzisiaj jest koronkowa bluzka , fiu-bździu w głowie, długaśne maile powypisywane, obowiązkowy spacer w zimnym wietrze zaliczony.  I stłukłam jajka, a jak ktoś obleje mnie dziś wodą, to ja się wezmę za szlachtowanie i Syndrom Raskolnikowa rozkwitnie pełną parą, a poza tym nie obrażę się li i jedynie, gdyby ktoś delikatnie spryskał mnie „Again in love”, które niestety drogie jest jak piorun, więc nie ma się co nastawiać.

Bo usnęłam o północy dopiero, na zmianę wpatrując się w sufit i uśmiechając się do niego, zawijając się w pościel na kształt mumii, bo wstałam o trzeciej rano i dalej już nie zasnęłam, ani trochę, trzy godziny snu, to Albert Einstein i Napoleon chyba tak mało snu potrzebowali, bo czekolada Lindta jedzona o trzeciej nad ranem jest najpyszniejsza na świecie, bo leżenie w łóżku ze Smooth Jazz Cafe i ciepłymi policzkami, bo rano miałam sine półksiężyce pod oczami i prawie, że nie pomalowałam sobie nosa na zielono, bo zapomniałam że dziś jednak nie ma świętego Patryka, ale cała ubrałam się na zielono, i biegałam po szkole w tym zielonym swetrze, który powiewał za mną jak peleryna, i już ponoć zielona aura ode mnie bije, i skarpetki miałam pozawijane na różnych wysokościach, i cappuccinem się trułam, a pianka nad ustami się odbiła, i leżałam na auli, oparta o parawan ze swoimi rysunkami, szpilki wyleciały i się poprzekrzywiały, i prawie że zasnęłam, i bawiłam się ciemnobrązowym kubeczkiem próbując wydobywać z niego dźwięki, a nade mną widniała wielka palma, a naprzeciw kiczowate dekoracje balu podwodnego, i turlałam się po brudnej podłodze ze śmiechu, i brzuch nadal boli, zwijam się w kłębek, ale to nieważne, pararararara. Bo tańczyłam po rozmytym śniegu, i zastanawiałam się jakiego koloru są cienie na nim – bardziej szarofioletowe czy niebieskogołębie. Bo słońce tak jakoś wielką plamą przeszło przez okno i rozświetliło mi włosy, bo siedziałam na kaloryferze i o mało się nie ześliznęłam, i it’s a kind of magic. Bo czerwone kwiatki kwitną na moim parapecie, bo wiatr mamy już wiosenny, bo wypisuję dziwne rzeczy, po wcześniejszych przedziwnych machinacjach z szalikiem moim w roli głównej, bo do tego zgubiłam jeszcze stanik, a kiedyś własnej głowy zapomnę, bo Ito wszystko mnie rozbraja i rozkłada na łopatki, bo uważajcie, bo kiedyś możecie się zamienić w nosorożce, bo mówię słodkim głosem „zapluty karzeł reakcji” i całe grono ludzi się na mnie dziwnie patrzyło dzisiaj, bo zegarki chodzą do tyłu, bo nazwa beton partyjny mnie będzie do końca życia śmieszyć z bliżej niesprecyzowanych powodów, bo będę nosić fioletowe sukienki do zielonych spodni i nikt mi nie zabroni, bo są pomarańcze, aloes i czekolada, bo słówka na sprawdzian z angielskiego po prostu są niemożliwe , po diabli mi wiedzieć jak jest dźwigar, albo pochwyt poręczy

The music fades, the crowd disappears, czyli wasza paskudna zielonooka Ola. – słońcempijana mała futurystka, życzy wszystkiego zielonego i słonecznego, i everlastingującego, i najmilszego, i najpiękniejszego i najwymarzeńszego...

ava : :
mar 26 2005 Pod batem.
Komentarze: 5

Zaczyna się cyrk. Wesołych.

ava : :
mar 25 2005 Innuendo czyli wiosennie i radośnie. Spełniam...
Komentarze: 10

Chciałabym spojrzeć raz jeszcze przez moje czerwone okulary. Niestety, bardzo mądrze ktoś dokonał aktu destrukcji i usiadł na nich, bez wcześniejszego mnie poinformowania o nich. A szkoda. Czerwone okulary nakazywały natychmiast myśleć o truskawkach. Albo o huśtawkach niebieskich, ewentualnie o białym kwieciu we włosach, albo natychmiastowym odzianiu się w idiotycznie skąpy kostium kąpielowy i wymaszerowaniu na balkon, umiejscowieniu nóg na balustradzie, któregoś z kolekcji moich kapeluszy na głowie, ewentualnym zaopatrzeniem się w chłodną Colę Light i książkę, i...
Kto przyniósł te cztery kurczakomutanty? Na ich widok mam ochotę krzyknąć „I'm trying to get some rest
from all the unborn chicken voices in my head”. Miło jest mieć manię prześladowczą. Miło jest wymyślać druzgocące teorie spiskowe po odebraniu głuchego telefonu, usłyszeniu niepokojącej ciszy, miło jest widzieć zielone i niebieskie wirujące plamy po drugiej stronie oka, iskry szaleńczo latające w niepokojącym wirze.
Bum bum bum.
Pyk...
Czarujemy kobrę i zwodzimy ją kolorowym dźwiękiem
A gdy czytam archiwum starego bloga, to na zmianę się śmieję, bulwersuję, denerwuję, dziwię, zastanawiam, za dużo myślę.
Akwarium, i moje nienaturalnie powiększone oko. Rzęsa czarna, rzęsa zielona, rzęsa turkusowa, rzęsa niebieska, ciekawe czy mogłabym pomalować sobie każdą na odmienny kolor? To tylko pytanie retoryczne, liczę rybki pływające w środku, z czubkiem mojego lekko garbatego nosa, traumatycznie skrzywionego karuzelami z dzieciństwa i upadkami z nich, chętnie popływałabym wraz z nimi, tu świat się przekręca do góry nogami, w starym kinie jesteśmy i pływam do tyłu na Sycylii, i są jeżowce, i rozgwiazdy czerwone, i wszystko chwilowo odbija się w sepii na płótnie starym i gdzie ten obraz ucieka?

Wchodzę na regały, zdarza mi się to co raz częściej, pół biedy jeśli na regały, gorzej jeśli na ludzi, a już najgorzej jeśli na Mężczyzn-Którzy-Się-Potem-Na-Mnie-Dziwnie-Patrzą.
Śpiewam głośno w szkole i urządzam głośne i spektakularne awantury.
Pogrążam się w swoich konsumpcyjnych nałogach, dogadzam sobie jak tylko mogę, płytami i dzwoneczkami, i rozbitymi lustrami, i konwaliami, i zielonymi pomarańczami, i zwiewnymi urokliwymi lekkościami
Czerwone oczy, czerwone oczy z zielonymi tęczówkami i zielonymi rzęsami, a w kącikach łzy.
Ach i och, zastanawiam się co ja piszę, i czemu nie leżę w łóżku skoro mi słabo jest.
Nielogiczność tkwi we mnie, dzwoneczki i bumbumbumbum, nie zemdleję.
Nie.

Czarno-biało.
Dzwonki.
Moja dwoista natura.
Zero podtekstów, to tylko strumień świadomości. Albo i nieświadomości. Albo i czegokolwiek. Albo nagłego spadku kofeiny we krwi.

P.S. Można się spodziewać dalszych.

ava : :
mar 23 2005 Odcienie szarości.
Komentarze: 8

Dziś jest środa i dziś jest wiosna. Moje buty wciąż za ciężkie, w lustrze już nie poznaję swojej twarzy. Coraz częściej wpadam w poważny ton, choć rozpiętość nastrojów przeogromna.

I jeszcze ta kłująca świadomość, że to ja kreuję swój los.

Coś się wydarzy. Przyśniła mi się wiosna, która mrugnęła do mnie prawym okiem.

 

Widzę ją przez szybę. Mała blondyneczka z wielkim owczarkiem collie. Otwieram drzwi.
- Jej się zaplątała łapka i chciałam jej odplątać, ale się bała.
Whisky w porównaniu z olbrzymim psem wygląda marnie. On ma na imię Hektor, o czym dowiaduję się chwilę później. Patrzy na nią z powagą i zmartwieniem.
Odczepiam smycz.
- Już po kłopocie.
Mała uśmiecha się ślicznie, a Hektor już się nie martwi. Są razem tak skończenie idealni. Piękni. Moi.
- Czy nie wie pani, gdzie w pobliżu jest biblioteka?
Kocham ją.
I tylko czuję się stara i ciemna na wspomnienie małej świetlistej.

ava : :
mar 19 2005 Andropauza.
Komentarze: 17

Bo przecież każde spotkanie było świętem. Nie te na początku, przeżywane jak wybuchy bomby atomowej, te już "rutynowe", takie małe, jak pierwsze doświadczalne rozszczepienia atomów U-239 Fermi'ego. Zawsze oczekiwane. Nawet gdy byłam zmęczona to czekałam i cieszyłam się. Nawet gdy był to środek tygodnia, a nie weekend.

Czekałam... właściwie czy kiedykolwiek czekałam, nie robiłam nic by temu dopomóc?

I kiedyś to minie choć obecnie i nieprzewidywalnie długo tak jest i będzie. Spotkania nie będą już spotkaniami. Będą "powrotem do domu."

Trudno podzielić swój świat z kimś innym. Bardzo trudno osobie, która jest przyzwyczajona do posiadania własnego świata, który jest obwarowany fosą nieufności i nieśmiałości, wieloma zamkami, do których kluczy nigdy nie było i mrokiem przeświadczenia, że można liczyć tylko na siebie.

I ten cały chory światopogląd, to przeświadczenie i strach zmienią się. Tak jak zmienia się wiele gdy pierwszy raz oddaje się krew, gdy pierwszy raz się zakochuje, gdy dostaje się dowód osobisty albo ociera się o własną śmierć.

Kolejna granica... Do pokonania.

ava : :