Archiwum październik 2005


paź 28 2005 Wiatr.
Komentarze: 27

Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje. Drudzy dmą, jak wichry, więc zostają po nich serca złamane, jak jakieś drzewa po huraganie.
A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata.

Możesz być jedynie wiatrem, pojawiającym się nagle. Tylko i wyłącznie. Bo mojego życia nie zmienisz, nie naruszysz tego, co do Ciebie nie należy. I nigdy nie licz na więcej.

"Ktoś pogniótł Ci skrzydła, zabrał aureolę, pobrudził ręce. Byłaś kiedyś aniołem, pamiętasz? Dziś nie potrafisz nawet powiedzieć gdzie leży Niebo."

ava : :
paź 26 2005 Bez tytułu
Komentarze: 22

"Nie widzę siebie z Tobą w związku.
Ale przelecimy się kiedyś, prawda?

Chociażby do Mediolanu."

ava : :
paź 25 2005 Znów o barwach życia. Kolejna baśń anioła-bez-skrzydeł....
Komentarze: 11

Czy życie nie jest czasem dla wielu, jak bezcenny diament dany głupkowi, który znudzony, przerzuca go sobie z ręki do ręki nad przepaścią i nie pomyśli nawet, by podnieść go ku słońcu?
*
Mała ważka, rodząc się myślała, że jest dzieckiem Słońca, bo to ono właśnie pierwszym rannym promieniem wywołało ją z tej dziwnej, larwiej skorupy, jak ze złego snu. Zdziwiona sobą, rozprostowywała skrzydełka, a słońce migotało w nich wszystkimi kolorami. Potem poruszyła nimi i poczuła dziwną lekkość. Wiedziała, że ta przestrzeń wypełniona światłem jest jej światem na całe życie. Zatańczyła w tym świetle, dotknęła kilka razy wody, zagrała skrzydłami.- Ż y ł a !!! Czy może być coś cudowniejszego.
Unosząc się nad wodą ku słońcu, przysiadła na krawędzi mostu; stał tam człowiek. Wiedziała, że on też żyje, choć nie ma skrzydeł i cięższy jest chyba od kamienia leżącego na dnie rzeki. Kiedy przysiadła mu na włosach, usłyszała jego myśli. Były one ciężkie i martwe, jak skorupa, którą ona porzuciła. Ten człowiek n i e c h c i a ł ż y ć!!! Wpatrywał się w ten kamień na dnie i chciał rzucić się tam i utopić razem ze sobą wszystko, co przesłaniało mu słońce, zagłuszyło muzykę barw i tętnienie życia.
Ważka nie rozumiała tego, żyła przecież tak krótko…Ona tak cała sobą chciała żyć i pragnęła, żeby i on tak żył. Zawisła mu więc nad uchem i zagrała jednym słowem - „P o c z e k a j !” I poleciała nad wodą zbierać wszystkie czary i uroki istnienia. Chciała zebrać ich wiele i opowiedzieć je temu człowiekowi. Może otworzy oczy i zrozumie? Może zachwyci się tą barwną stroną skarbu, który sam chce utracić i zatracić?...
Leciała nad wodą, nad łąką, nad moczarem i uczyła się na pamięć wszystkich kolorów kwiatów. Odpoczywała na źdźble trawy, uciszała swoje skrzydełka, by łowić wszystkie głosy, śpiewy, dzwonienia, szumy, szelesty – całą muzykę wszystkiego, co żyje. Zapisywała w pamięci obrazy bawiących się w słońcu, tańczących w cudownych zalotach, obrazy trudu budujących gniazda, żywiących swoje maleństwa, , broniących życia swojego i tych, których kochali, obrazy kurczowo chwytających się coraz cieńszej nici życia.… Gdyby potrafiła pisać, napisałaby na wodzie księgę ogromną o wartości i cudowności życia. Układało więc ją w myślach, żeby długo i pięknie opowiadać tamtemu człowiekowi, aby chciał po prostu ż y ć.
Tak była zajęta, ze już nie spoglądała ku Słońcu, które zwolna przesuwało się i już z innej strony rzucało swoje światło. Cienie wydłużały się jak wskazówki zegara ku wieczorowi. Kiedy dotknął ją jeden z tych cieni, wiedziała, że trzeba już wracać. Człowiek stał nadal na moście. To cichutkie „Poczekaj!” było jedyną nitką wiążącą go z życiem. Czekał więc, choć wieczór już otulał ziemię swym cieniem . Kiedy zobaczył ważkę, uśmiechnął się blado. Zdyszany owad przysiadł na jego włosach. Teraz miała zacząć się cudowna opowieść. Ale ważka nie wiedziała od czego zacząć, co najważniejszego powiedzieć i jak to zrobić, aby on w to wszystko uwierzył.
I wtedy zgasło słońce. Ważka mogła żyć tylko w jego świetle – jeden dzień. Szepnęła więc tylko, jak mogła najżarliwiej : „Warto żyć !!!” I skuliła się, bo zgasło w niej to, czym tak się tu cieszyła. Tylko skrzydełka pozostały rozpostarte jakby do lotu. Rozświetlił i roztęczył je wschodzący księżyc. A człowiek? Poczuł dotkliwe ukłucie w sercu i w sumieniu, bo pojął że ten jednodniowy owad oddał swoje króciutkie życie po to jedynie, aby on zechciał żyć.
Włożył ważkę w załamanie chusteczki i odszedł wolno znad wody. I nagle coraz wyraźniej zaczął słyszeć głosy tętniącego życia stworzeń i stworzonek: ptaków, owadów, kwiatów, źdźbeł traw nawet i…swojej duszy...
*
Na dar-cud życia zasługują tylko ci, którzy nie boją się żyć aż do bólu.

Ostatnio nic nie wychodzi. Przepraszam.

ava : :
paź 21 2005 Bilans zysków i strat.
Komentarze: 10

Dwójka gra gdzieś w tle. Porozstawiane świeczki. Siedzę w fotelu i myślę. O wszystkim i o niczym. O bałaganie w pokoju. Kartonach, które trzeba znieść do piwnicy. O tym, że chciałabym iść rano pobiegać.
Nieprawda.
Myślę o rozstaniach. Pożegnaniach. Powrotach. O tym, jak to trudno. Pozowlić komuś zadecydować. A potem uszanować ten wybór. Nie czekać, aż będzie dokładnie jak chcę. Nie zrobić z siebie świętej. A potem z przekrzywioną aureolką tupać nogą, aż wyjdzie na moje.
Nie ma "mojego".
Poprostu nie ma. Nie ma i już.
Mój jest smutek. Mój uśmiech, że się "pożegnałam". Moja lojalność do Ciebie. Nieważne kiedy, nieważne z kim, nieważne jak - będziesz miał we mnie przyjaciela. Nie musisz o tym wiedzieć. Doceniać. Nawet nie musisz pamiętać, że byłam.
Dać komuś wolną rękę. Kochać, lubić, szanować nawet jeśli nie wyjdzie jak chcę. Zostawić oczekiwania za drzwiami i widzeć tylko Człowieka. Jakie to trudne. Jakie to trudne odejść. Nie odwracać się. Nie biec. Nie łapać.
Staram się. Choć są takie chwile, że nie muszę się starać. Samo przychodzi. Nie próbuję zrozumieć. Bo każda próba to chęć zatrzymania się. Zmienienia swojego zdania. Walki z wiatrakami.
Usłyszałam w zeszłym tygodniu, ze gdyby Don Kichote tak bardzo nie kochał iatraków, to by z nimi nie walczył. Okropnie z Tobą walczyłam, prawda? Z Tobą. Sobą. Życiem.
Kiedyś było tak, że mogłam powiedzieć "Tęsknie". Teraz nie. Bo to by było kłamstwo. Tak naprawdę to nie wiem, o co mi chodzi. Wiem tylko, że to trudne. I wiem, że tym razem to nie żadna gra. Żadne przepychanki. Że tym razem to koniec.
Zamykam oczy. Za te wszystkie lata, gdy sobie coś myślałam.

Dziękuje M., że mnie nastroiłeś. Dziękuje, bo musiałam kiedyś to napisać. By więcej nie okłamywać samej siebie.

PS. Nie. To wcale nie znaczy, że jestem smutna.

ava : :
paź 17 2005 Bez tytułu
Komentarze: 9

W przypływie wspomnień przeczytałam notki sprzed roku. Pamiętam jak to było. Pamiętam jak dziś to, co się wtedy ze mną działo, jak bardzo przeżywałam chwile bez[ ]sensu, jak leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit próbując znaleźć coś, co utrzyma mnie na powierzchni. Szczególnie pierwszego października. I taka prosta refleksja... Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie myśl, że nie ma już przyszłości to nie wolno w to uwierzyć. Bo wystarczy raptem 31,5 miliona sekund a życie i los udowodnią nam, że brak wiary w przyszłość jest tylko stanem przejściowym.

I nic to, że niekiedy przychodzą chwile zwątpienia, a notki ociekają smutkiem.

I te śliwki z Kalifornii, które wyjadam nożyczkami. Jesień też daje radość.

ava : :