Archiwum styczeń 2004


sty 29 2004 Majutka, to dla ciebie:*
Komentarze: 2

 Majki tu wszem i wobec chciałam ci złożyć najlepsze życzonka z okazji urodzin. Nie wiem czy wszyscy o tym wiecie ale to szczegól;) A więc życze ci wszystkiego naj naj w życiu i żebyś zawsze była radosna i uśmiechnięta:* A że dzisiaj jestemm chora skorzystam z okazji żeby wszystkich innych tesh pozdrowić. A więc pozdrawiam: Paulinke ( jush z siedem latek sie ze sobą męczymy, długo prawda?:P), Sebastianka, Ozze, Ewelinke i Moniczke, Basie (obydwie:D), Mariusza, i drugiego Mariusza ( ten nie jest jush takim zbokiem jak tamten, ale tamtego to nikt nie pobije:P:P:P), Kaśke i Kasiunie z mojej klasy, Justyne, Sylwie, Wisienke, Patrysie, Jagode, Aśke i wszysktich innych. Tych o których zapomniałam serdecznie przepraszam:*

ava : :
sty 23 2004 Widmo
Komentarze: 0

Obudziły mnie dzikie wołania -
wrzątek oszklony wnętrzem łaźni.
To tylko czas wydobywający się z pęknięć zwierciadła mojego sumienia.
Nie mam sumienia w sobie, zakrzepło groteskową zabawką na ramieniu,
na karku, we krwi.

Horror na scenie,
krew ocieka brzegami ust.
Aktor z wyrwanym sercem,
musi wiedzieć kiedy ze sceny zejść.

Groteskowe widmo wiary -
na przeciw cierpliwych błagań uwięzionej.
Oto statystyczna ofiara autostrady życia.

W wielu miejscach jedocześnie
historia zapisuje się wraz z naszym oddechem.
Zasychają serca na krucyfiksach pajęczyn.


Uproszczone widmo wiary -
statystyka ofiarności -
schemat miłosierdzia.
A jednak czasami życie jest jak autostrada -
droga szybkich modlitw,
gdzie przemijamy ekspresowym kursem kolejnych dni.


Potem jest długi jak wieczność sen,
na dnie oceanu dostrzegamy nowy zarys.
Następuje zderzenie widm.

ava : :
sty 23 2004 Taniec śmierci
Komentarze: 0

Gdy zawróciły dawne ścieżki czasu
i narodził się nowy deszcz
w pochmurnym łożysku
złamanej czerni kosmosu.

We mgle pojawili się umarli,
którzy powrócili armią
aby zbawić sen naszej gorączki.
Przed zmysłem otępiałym
powrócili do swych rodzin,
powrócili srebrzystym
spełnieniem burzy.

Tańcem pustkę dolin wypełnili,
niosąc pochodnię błyskawic
ponad zważonymi czołami śmierci,
a księżyc lśnił jaskrawiej.

Powrócili majestatem tęsknot,
fioletową barwą smutku,
we wrota śnieżnobiałe
wzeszli czarnym legionem szkieletów.

Tańczą wśród nas.

ava : :
sty 23 2004 Kruki
Komentarze: 0

Mgielny krąg w krzyżu dni ponurych spowił ramię,
swą ostatnią posługę tkliwie powierzając
jaźni odpoczywającej na dnie zimnych oczodołów.

W obcym tańcu gdzie krucze baśnie,
drgając okową szeptów słodkiego ogrodu,
czynią zamęt i penetrują jaźń dzikim spełnieniem.

Czarnym mgnieniem błyszczących skrzydeł w locie,
opisał na wzgórzach wieczerzy tajemne swe zaklęcia.
A osrebrzona złudnym blaskiem mgła,
gasła gdzieś poza milczeniem w niedopisaniu -
najwyższą iglicę życia zasnuwając poematem kresu.

Lecz koniec prawdziwy inną nosił szatę,
i podróżnik utracił swojej ścieżki kierunek jedyny -
zapomnając ojczystego brzmienia modlitw.
Poderwane przekwitłe zapachy, smutne wonie snów -
zamknęły ostatnią świecę - w pięści niebytu zgaszonego.

Gdzie wysłuchać jedynej mowy prawd,
co dalej czynić skoro skalany zgubą świt przystaje -
i okręt naszego wyboru tkwi pomiędzy wyspami,
z każdej ze stron - ciemny zamsz sekretu wygląda.

Bezsilności niedbałe szkice i kompasy niewidome,
poza mną i we mnie tego rejsu nieprzerwane strugi -
jak gnijący zamsz ziemi ostatecznej
w którego cichej pięści mnie bladego otulono.

Gdy puls serca zatracił się nieoczekiwaną pauzą -
nakazano zgasić na zawsze płomień mej latarni,
teraz zgubiony pomiędzy głębokimi marami koszmarów,
wrzucony w otchłań zapomnienia - dryfuję bez kierunku.

Bez szeptu w przychylnej latarni, bez pamięci na jutro -
ucałowany morską serpentyną prądów,
zaczarowany końcem na wieczność.
Ja człowiek istniejący, choć nieżywy -
ja purpurowy okwiat kochający, lecz niekochany.

ava : :
sty 23 2004 +++
Komentarze: 0

Śniegu atłasowy co spływasz ospale
po nagich ramionach cierpiącego w agoni
czasu cielesnego palącej egzystencji,
zimowy krzyku niebios obrócony we mnie
w ognisty i szyderczy wicher. Nie przestawaj snuć.

Nasycasz moje kielichy krwawymi wymiocinami -
chodując na wyżartych resztkach mojego własnego poczucia
larwy wyjące dniami i nocami -
przeradzające się chwilami martwego sekundnika
w drapieżne i nieuchwytne słowa, zdania, wyrazy
opuszczone licznie na dno mojego czułego morza
niczym toporne i zakwitłe w zakażającą rdzę kotwice.

Oto zmącone strzępy mych świadomych uniesień -
reszta jest już tylko ekskrementem gnijących dni
i bezwstydnych rozkoszy nocnych chwil.
Codzienność jest zastyganiem w oczekiwaniu na upragnione -
prawdziwe momenty wolności bez ran.

Szepty gotowe na uczciwość, dłonie budzące się z pomocą
pozostały za daleko gdzie wzrok i ramiona nie sięgają,
a ja pozostawiony tutaj sobie i jej, zatrzymany kotwicą słów -
umieram z pragnienia, nasycając mój okrętowy dziennik
łzami, krwią i głuchym westchnieniem porzuconym
na odległe, słone wody, w pustą otchłań
wspólnej - człowieczej łaźni,
gdzie zmywa się własne brudy -
gdzie naprawia się złamane słowa,
zakrywając obojętność i kłamstwo.

 

ava : :